Archives for posts with tag: mniemanie

Znajoma znajomego wyznaje:

Wiesz, że ja długo jako dziecko myślałam, że mówi się „obejść z makiem” i do tej pory widzę faceta z czerwonym kwiatem, jak za słupem zakręca, jak tego sformułowania używam.

*

A znajomy przyznaje:

Otóż myślałem, że „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, bronią się chłopcy spod parasola” i że powstańcy mieli jakiś taki betonowy parasol do ochrony.

*

Inny znajomy jako dziecko dość długo żywił przekonanie, że modeling polega na lepieniu modeliny.

*

A inny nie dał sobie przetłumaczyć, że potrawa z ogórków i śmietany to nie jest remiza.

*

Patroni pierwszego i drugiego imienia mrówkodzika mają święto tego samego dnia, przez co młody mrówkodzik bardzo długo był przekonany, że imieniny obchodzi się od drugiego imienia.

*

Oraz uważał, że istnieje coś takiego jak „ta żyw” (rzeczownik), skoro  jest „żywią i bronią”(z banknotu), tak samo jak „ogniem i mieczem”.

*

Inna osoba wspomina, że jej córka, dzieckiem będąc, darła się: „Maryja panna dzieciątko pastuje…”, a w innej kolędzie: „Bo uboga była, rondel z głowy zdjęła”…

*

A córka kolejnej deklamowała: „chleba naszego poprzedniego” i nie dało się jej wytłumaczyć, że jest inaczej, ponieważ babcia powiedziała jej, że kiedyś chleb był lepszy niż teraz…

*

Inna znajoma długo myślała, że Jezus był dziewczynką: „Na ciebie, królewno nocy, czekali, a tyś tej nocy…”

*

A co Chrystus dostał od patriarchów? Czekany!

*

Anglojęzyczne dziecko w kościele zaś zamiast „Lead on, oh King Eternal!” śpiewało „Lead on, oh kinky turtle!”.

[Futurosioł nadesłała była dwa piękne i rozbudowane przekonania dziecięce, którym poświęcam specjalną edycję doksajów.]

Pani w pierwszej klasie uczyła nas różnych wspaniałych przysłów pogodowych typu „Kwiecień-plecień, bo przeplata trochę zimy trochę lata” czy „Idzie luty, kuj buty”. Opowiedziała nam przy okazji, że ludzie obserwowali pogodę przez wiele lat i na podstawie tych obserwacji stworzyli takie krótkie rymowane prawdy.

Moje wyobrażenie utrzymujące się dosyć długo przedstawiało naukowców w kitlach w jakimś startrekowatym IMGW, którzy mierzą i spisują temperatury i opady, formułują wnioski i przekazują kolejnej grupie naukowców w kitlach, która myśli i myśli, aż w końcu z mądrą miną produkuję wielkie dzieło: „W marcu jak w garncu”.

*

Oglądałam we wczesnej podstawówce „Gliniarza i prokuratora”. W jednym z odcinków prokurator chodził na szkolenia ze swoim buldogiem do znajomej trenerki. Była scena, że trenerka wraca do domu i otwiera drzwi. Atakuje ją ubrany szczelnie jak ninja facet, wpada z nią do domu, są jakieś 3 sekundy dziwnej kotłowaniny i scena się urwała. W następnej scenie trenerka stoi na szkoleniu w ciemnych okularach. Podchodzi do niej prokurator i coś mówi. Ona dramatycznie obraca się w jego kierunku, zdejmuje okulary, którymi maskowała limo i oświadcza „zostałam zgwałcona!”

Nie bardzo wiedziałam, co to gwałt, więc poszłam zapytać się mamy, która akurat porządkowała jakieś papiery w swoim pokoju. Weszłam, siadłam i jak gdyby nigdy nic, zapytałam, nawet nie wspominając nic o serialu. Matka zrobiła się nerwowa, atmosfera dziwna i ciężka, a ja nie wiedziałam czemu (bardzo późno pojęłam podstawowe informacje dotyczące seksu i w tamtym momencie wiedziałam tylko, jaka jest różnica miedzy mężczyzną i kobietą, ale już po co taka różnica jest, to nie wiedziałam). Matka mówiła coś bardzo skrępowana, ja z tego nic nie rozumiałam, bo ona zakładała, że wiem już coś, a ja nie wiedziałam nic, a w tej atmosferze żałowałam w ogóle swojego pytania.

I tak brnęłyśmy w to obie, ja chciałam już to jakoś uciąć, nic nie rozumiałam, a przede wszystkim nie rozumiałam jednej rzeczy: Co mi mama tutaj o siurkach coś mówi, skoro ona miała podbite oko?

Do rozmowy więcej nie wracałyśmy. Udałam, że zrozumiałam.

Znajoma pisze o swoim mylnym przekonaniu z dzieciństwa: „Runął mój światopogląd, odkąd dowiedziałam się, że na końcu reklamy calgonu wcale nie jest: „Uszerzy Cię każdej pralki to calgon!” i, że „uszerzy” wcale nie jest jakimś archaicznym czasownikiem synonimicznym do „zabezpieczy przed koniecznością naprawy”. Oniemiałam.”

*

Babcia uczyła Michajłka ruszać uszami i powiedziała mu, że człowiek to potrafi, bo pochodzi od osła, i Michajłek był długo przekonany, że tak jest.

*

Rabbio jako dziecko żywił przekonanie, że wróbelki to małe gołąbki, które dorósłszy, zamieniają się w dorosłe gołębie.

*

Mrówkodzik był w dzieciństwie pewien, że „drogeria” to sklep z różnymi artykułami, których wspólną cechą jest to, że są drogie.

*

Myślał też, że „katar sienny” jest wtedy, jak człowiek zaczyna kichać w zakurzonej sieni.

*

Ktoś ze znajomych sądził też, że jak jest noc, to Słońce odwraca się do Ziemi swoją nieświecącą stroną.

Rabbio był w dzieciństwie święcie przekonany, że wieczne światełko jest zawieszone w kościołach tak wysoko, ponieważ jest to magiczna lampa, w której mieszka dżin, a niedostępne położenie zapobiega pocieraniu jej przez wszystkich. Istnieje niejasne podejrzenie, że dżinem tym mógł być Jezus lub Bóg.

*

Jako młody chłopiec Rabbio także nie przestawał się dziwić, co Matka Boska robiła w Nazarecie, Betlejem i w ogóle Ziemi Świętej, skoro przecież wiadomo, że jest Polką i mieszka w Częstochowie.

*

Mrówkodzik przez większość czasów przedszkolnych i wczesnoszkolnych był absolutnie pewien, że podniebiosy to podniosłe pieśni religijne, skoro „aniołowie się radują, podniebiosy wyśpiewują”.

*

Analogicznie mrówkodzik trwał w przekonaniu, że w jednej z kolęd wierni mówią o sobie, że byli winnicami, z czego dziecięce przeświadczenie, że winnica to coś powiązanego z winem i winą jednocześnie, niejako synonim pijanego winowajcy („wzgardzony, okryty chwałą, żeśmy byli winnicami” – nikt nie zauważył, że się Bóg narodził, bo wszyscy byli narąbani).

*

Babcia prowadzała Żubra (dzieckiem) na msze do kościoła. Kiedy na końcu padała formułka: „Bogu niech będą dzięki!”, to Żubr był przekonany, że wierni wyrażają w ten sposób radość, że to się wreszcie skończyło.

– Opisuję znajomej lesbijce sexshop gejowski w Berlinie, że są m.in. takie gumowe ramiona do fistingu. A koleżanka, kiwając ze smutkiem głową: „Dla inwalidów, dla bezrękich?”

– Wiesz, co to jest bardacha?

– Taka chusteczka…?

– Jaka chusteczka?

– Taka do ubierania się, nie do nosa. Taka chusta.

– Jak najbardziej do nosa. A wręcz do dupy. Bo to w gwarze więziennej „sracz”.

– Skąd mam wiedzieć. Jeszcze nie siedziałem.

– Bo ty uważasz, że Azja zaczyna się już na Bugu.

– Nieprawda. Uważam, że na Bugu kończy się Europa. A czy się na nim cokolwiek zaczyna – to bardzo wątpię.

Ostatnie przedświąteczne zestawienie fraz z wyszukiwarek, po których trafiano na mrówkodzika. Nawet z akcentem bożonarodzeniowym!

 

w jakiej kolędzie sa słowa ” betlęta klękają ?

plemniczki

dydona i eneasz william christie postmodernizm

wierszyki o kurduplach

antropologia penisa

biskupi na łamach superexpressu

lumpiary sex kurewki

tańczące mrówkojady w swetrach

funeral blues – wystan hugh auden i co przedstawia ten i co opisuje

dupę wysoko

– Nie wiem, co to wszystko ma oznaczać. To połączenie muzyki, wystroju, nie rozumiem.

– Są takie dwa kilkuliterowe słowa, które mogą podsunąć ci interpretację.

– Chuj i dupa?

– Queer i camp.

[Agathé doniosła i pozwoliła mi pomieścić.]

Dostałam dziś w nocy sms-a, którego przeczytałam – jak zwykle przez (pół)sen – jednym okiem. Sms brzmiał:

Czy wiedziałaś o istnieniu Mątek Pustynnych, żyjących w odosobnieniu medytująco-kątem plujących, wymieniających się tchem?

Zrobiłam wielkie oczy (a właściwie wielkie oko, oczywiście sokole) i pomyślałam, że chodzi o jakieś pustynne stworzenia, gryzonio-gado-owady, żyjące w bezruchu w piaszczystych norkach, od czasu do czasu spotykające się i chuchające na siebie (tchnienie) lub plujące lepkim jadem na przechodzące obok potencjalne ofiary. Bardzo mi się spodobało, że autorka wiadomości napisała o tych stworzonkach „medytujące”. Uznałam, że tak sobie żartobliwie zinterpretowała ich bezruch.

*

Kiedy ponownie przeczytałam sms-a, tym razem obojgiem oczu, przekonałam się, że brzmi on następująco:

Czy wiedziałaś o istnieniu Matek Pustyni? Żyjących w odosobnieniu medytująco-kontem plujących? Wymienia się je jednym tchem po Ojcach Pustyni, jakby równie zasłużone były… Niesłychane.

A to jeszcze nie koniec – już wiedziałam, że chodzi o Matki Pustyni, ale nadal myślałam, że są one medytująco-kątem plujące. I że autorka wiadomości napisała „kontem”, bo lubi bawić się głoskami. I sądziłam, że pisząc o spluwaniu kątem chciała wyrazić niechęć do Matek. Że niby to jakieś stare wiedźmy-eremitki, które tylko medytują i od czasu do czasu złośliwie sobie spluną. Kątem.

*

Jovanka Krajstová ujawnia:

Ja myślałem, że są muZŁUmanie, i że ma to coś wspólnego ze złem, manią i mu.

Oraz, że szpinak rośnie w morzu, a jak nie, to na polach zalanych słoną wodą, i że ma dużo wspólnego z algami.

A jajka są produktem starych, pomarszczonych, siedzących w kucki Koreanek.

[wychowywał się częściowo w Korei, Południowej, oczywiście]

*

Przypomniało mi się, że Mmm był w dzieciństwie przekonany, że lesbijki to lizbijki, a nazywają się tak, bo się liżą i biją (co nie bywa znów wcale takie dalekie od prawdy).

*

A na deser doniesienie Tajnego D.:

Z dziecięzyczeń: moja babcia od strony ojca, kiedy dzieci pytały ją, kiedy coś się wreszcie stanie/skończy/zacznie, odpowiadała: „Gdy przyjdzie czas i pora”. Mój ojciec sądził, że chodzi o jakiegoś Ipora i jego czas.

I jeszcze do pieśni kościelnych (zanotowane chyba przez ks. Twardowskiego): baby śpiewały nie „O, Panno czysta i niepokalana”, a „O panno cysta ino po kolana”.

A zatem kolejna dawka mniemań dziecięcych i nie tylko, doniesionych przez łaskawych czytelników mrówkodzika (także w komentarzach, z których niniejszym ekstrahuję). W dwóch porcjach, bo nie lubię długich wpisów.

*

Futurosioł pisze:

Mój kolega ze studiów jako dziecko zawsze zastanawiał się, co to za plemię „Winnisi”: „Niemało cierpiał niemało, żeśmy byli Winnisami.”

*

Ag dorzuciła:

Rodzinna legenda głosi, że jako całkiem małe dziecię dumnie paradowałam po korytarzu w akademiku (tam mieszkałam z rodzicami), śpiewając: „Pała na wysokości”.

Poza tym przez całe dzieciństwo byłam przekonana, że Bozia to żona Boga, która wchodzi w skład Trójcy (Bóg, Bozia i Dzieciątko Jezus – logiczne, nie?).

A dzieci chrzci się dlatego, że są niegrzeczne. To taka kara. Skąd ten wniosek? Mój młodszy starszy brat był potwornym łobuzem, nie znosiłam go. Aż pewnego dnia został ochrzczony – musieliśmy długo stać w kościele, było nudno i zimno, a on się darł wniebogłosy. Pomyślałam wtedy, że to musi strasznie boleć i później starałam się być bardzo grzeczna, żeby tylko nie zostać ochrzczoną. Nie wiedziałam, że to już się stało dawno temu.

 

Dziecięcych (i nie tylko) mniemań ciąg dalszy. Dziś sekcja religijna.

*
Agathé doniosła w komentarzu do poprzednich mniemań, co następuje:

Doszłam do wniosku, że betlęta (Pasterze śpiewają, BETLĘTA klękają) to małe dzieci mieszkające w Betlejem.

Nacudię (Naród niewierny trwoży się, przestrasza, Nacudio nasza, Alleluja!) uznałam za utwór muzyczny, coś w rodzaju rapsodii. Wydawało mi się, że skoro Maryję można nazwać Wieżą z Kości Słoniowej, to Boga można nazwać Walczykiem, Polonezem, Rapsodią lub właśnie Nacudią. (A propos, podobno sporo ludzi śpiewa „Nasturcjo nasza”)

*
Wolf opowiadał kiedyś, że słyszał był, jak w pewnym krakowskim kościele baby śpiewały na godzinkach (w bardzo ładnej skądinąd pieśni):

Między cierniem lilija kruszy chleb smokowi
zamiast: Kruszy łeb smokowi
oraz Chlast w mordę Samsona
zamiast: Plastr miodu Samsona

*
Sam mrówkodzik żywił w dzieciństwie przekonanie, że w kolędzie Wśród nocnej ciszy jest:

Padniemy na twarz przed Tobą, wierząc, żeś jest Podosobą Chleba i Wina.


Myślał, że Podosoba to taka jakby nieco mniej ważna (niż Bóg Ojciec) osoba w trójcy, co mu pasowało do Chrystusa.

Dzieci miewają przekonania. Te czasem biorą się z ich własnej inwencji lub (dys)interpretacji, a czasem ktoś im coś błędnie podrzuci, niechcący czy dla żartu.

*
Znajoma wierzyła na przykład latami w to, że ksiądz i lekarz nigdy nie umierają.

*
Kiedyś, jako dość małe dziecko przekomarzała się z nieco starszym kuzynem.

Ona: Gdzie jest kuchnia?
On: W domu.
Ona: A gdzie jest dom?
On: W Wołominie.
Ona: A gdzie jest Wołomin?
On: W Polsce.
Ona: A Polska?
On: W Europie.
Ona: A Europa?
On: Na Ziemi.
Ona: A co to jest Ziemia?
On: Taka wielka kula.
Ona: A gdzie jest ta kula?
On: W kręgielni!

Były to lata siedemdziesiąte, może osiemdziesiąte. Kręgielni w Polsce nie bywało. I ona tak do wczesnej dorosłości miała przekonanie, że Ziemia to kula w jakiejś tajemniczej kręgielni.

*
Jej mąż za to jako dziecko był przekonany, że ognia nie da się zgasić wrzątkiem.

*
Agathé zaś, słuchając piosenki zimowej Dzieci stawiają bałwana, dorośli stawiają kołnierze, wyobrażała sobie dzieci lepiące ze śniegu bałwana, a dorosłych – lepiących ze śniegu kołnierz.

%d blogerów lubi to: