Archives for posts with tag: nic

– I co, nic nie wyszło czy pojawiła się jakaś nic porozumienia?

– Między „nic” a „nić” jest cienka linia.

– A dokładniej kreska.

– No to jest szansa, że się zwąchają.

– Ja jak się upiję, to jestem hedonistyczny.

– Hedonistyczny? To znaczy: co robisz?

– Idę spać.

– „Trupiej czaszki nigdy nie brakuje za zalotną maską, a życie jest tylko szatą z dzwonkami, którą Nic zawiesiło na sobie, aby nimi dzwonić, i którą na koniec rozedrze i odrzuci.”*

– Za zębami natomiast niekiedy brakuje katedry podniebienia, w której mogłoby wybrzmieć milczenie. Niestety, zdarza się i beknięcie z krypty.

—————————————————————————————

A. Klingemann, „Straże nocne”, fragment zacytowany przez pewnego bardzo ponurego osobnika.

– Co to jest za słowo?

– Jakie słowo?

– To, co powiedziałeś.

– To jest takie słowo, które każdorazowo nazywa proces konieczny do poznania jego definicji.

– Mój bagaż jest opóźniony, przyleci innym lotem.

– Ojoj, mam nadzieję, że nie masz tam niczego potrzebnego…

– Nie, nie mam tam zupełnie niczego potrzebnego.

– Jest pusto-próżny.

– Próżny na pewno tak, ale nie pusty.

– W sensie pusty jak studnia, jak czarna dziura.

– Czarna dziura dziura jest jedną z najbardziej niepustych rzeczy we wszechświecie. Tam jest wszystko.

– A co on o nim myślał?

– A skąd mam wiedzieć.

– Myślał, że master?

– Cokolwiek o nim myślał, mylił się.

Mrówkodzik skończył dziś dwa lata.

Zmieniał się przez ten – zaskakująco dynamiczny – czas razem ze mną, no, powiedzmy, że dreptał za moim świńskim truchtem, przechodzącym czasami w sprint, który kończył się zadyszką. Będąc z tyłu, sygnalizował to i owo z właściwym sobie niedostatkiem wyrafinowania. Przede wszystkim podkreślił boleśnie, że właśnie i tylko tutaj da się popoprawiać przeszłość, naprawić literówki, cofnąć grube błędy, wywalić całe fragmenty, opóźnić jedne wpisy, antydatować drugie. Z tagowania bieżącej przyszłości i sortowania przyrastającej przeszłości nie płynie jednak tyle pewnego, sytego spokoju kronikarza, na ile bym liczył.

A to dlatego, że dostęp do tego katalogu jest poniekąd jak wypatrywana przez pacjenta diagnoza – po jej wygłoszeniu następuje przeważnie wielkie nic, od czysto frazeologicznego po jak najbardziej dosłowne. Na początku jest może radość albo smutek, euforia albo zniechęcenie, ulga lub zatrwożenie (te dwa ostatnie, paradoksalnie, ściśle współpracują), ale to chwila, a dalej? Dalej mamy do czynienia z jedną z wielu odmian niczego: nic się nie zmienia albo naprawdę wszystko  się zmienia, chociaż nic się nie zmieniło, albo nic się nie zmienia, chociaż tyle się zmieniło, względnie: wszystko się diametralnie pod każdym względem zmienia, ale wtedy to już że ho. To się odnosi do tu i teraz oraz niedaleko i wkrótce.

W szerszym sensie nic jest i tak zawsze na horyzoncie, który przecież kiedyś przestaje oddalać się wraz z ruchem obserwatora naprzód. Wtedy pewnie coraz dokładniej widać detale tego, co się ma przed sobą, i całokształt tego, co się ma za plecami, o ile można się w ogóle odwrócić. Tak czy inaczej ta świadomość nie jest, przypuszczam, specjalną niespodzianką, i niewiele niby zmienia, ale znowu: niewiele zmieniając, wiele zmienia i tak dalej. O ile dalej… Oczywiście, nie przesadzajmy, mrówkodzik jest o wiele za ruchliwy jak na kamień nagrobny, co nie znaczy, że nie kuśtyka niekiedy mementem, pokwikując epitafiami, choć przecież często bryka skocznie i – zachowując wszelkie (czy aby?) proporcje – z fantazją.

Na żywym dziku nie da się podzielić skóry, z czego wypływa tyleż otucha, co zwątpienie. Nie dziwne, że te także są nierozłączne, skoro są dwustronnym żądłem tego samego błędu.  Są zabawkami Oczekiwania, które wyrastało w rodzinie patologicznej. Jedną siostrą Oczekiwania jest bowiem Nadzieja, drugą – Obawa. Obie po przejściach z systemem edukacyjnym, na koncie z wyrokami za poważniejsze przestępstwa. Za ojca mają Brak (nie był notowany), ale są z różnych matek: Nadzieję wykarmiła Ułuda (puszczała się i handlowała prochami), a Obawę – Wątpliwość (myślała, że jest cnotliwa, ale to jej nikt nie chciał, żyła więc z szantażu); możliwe, że obie były, jak zwykle, pod wpływem i stąd niezrównoważenie potomstwa. O matce Oczekiwania wiadomo niewiele. Niektórzy twierdzą nawet, że było podrzutkiem do okna życia i nie poznamy jego prawdziwych rodziców, wiadomo nam za to o surowym, acz niezbyt konsekwentnym wychowaniu, jakie otrzymało w rodzinie, która je przyjęła i, co ważniejsze, którą ono uznało za własną.

Jak do tego doszło? Co się wtedy działo? Co będzie z nim dalej? Na razie daruję sobie odpowiedź, chociaż daruję sobie to nie jest chyba, nomen omen, najszczęśliwsze sformułowanie.

Program interwencyjny na tvn24. Jakaś kobieta pyta mężczyznę pośpiesznie wsiadającego do samochodu:

– Jest pan uczciwym człowiekiem?

– Niech pani mnie nie oskarża o nic!

 

%d blogerów lubi to: