Archives for posts with tag: niedosłyszenie

– Niebezpiecznie tak jeździć do tych zachodnich miast, ciągle tam jakieś zamachy…

– Hm, gdybym już miał doświadczać skutków jakichś zamachów, to wolałbym w Brukseli albo Berlinie niż w Warszawie. Kwestia organizacji.

– Ale daj spokój, nie będzie u nas żadnych zamachów. Po co się wysadzać w Warszawie?

– Właśnie, przecież można wysiąść dopiero w Berlinie. A o czym gadacie?

 

– Ciekawe, czy publiczność wstanie, jak w preludium symfonicznym „Polonia” Elgara będzie ten fragment z hymnem polski.

– Mam nadzieję, że nie.

– A ja, że tak. I też wstanę. I będę hajlował. Hajlował dla Niepodległej, oczywiście.

*

– Swoją drogą to jego lordowska mość sir Elgar, zamiast wzruszać się Paderewskim i pisać ten minoderyjny medley pod tytułem „Polonia” mógł napisać uwerturę koncertową „Irlandia”,  wariacje na temat „Tasmania”, a w ogóle to najlepiej oratorium „Kompania Wschodnioindyjska” .

– W sumie szkoda, że sir Elgar nie dożył drugiej wojny światowej. Mógłby też skrobnąć poemat symfoniczny „Jałta”.

*

– A ten bis to co to było? Też jakiś Elgar?

– No, może któraś kompulsja starcza.

– Heh, kompulsja starcza?

– Powiedziałem „Pomp and circumstance”, ale w sumie na jedno wychodzi.

 

 

– Boże, co za nazwiska… Tu Więdłocha, tam Ślotała…

– Co tam ględzisz? Komu znowu więdłocha ślotała?

– Opowiadałeś mi chyba, że pan X niedosłyszy…

– A niedosłyszy?

– Sam mi mówiłeś.

– Nic podobnego.

– No to może o kimś innym mi mówiłeś, że niedosłyszy.

– O kim ja mogłem… A nie, wiem! Mówiłem ci o pani Y, że cicho mówi!

 

 

– I jak Ci się to widzi?

– E tam, on kombinuje jak koń pod górę.

– Po błocie?

– Tak, Pobłockiej.

– Czy ja na twoją matkę wyglądam?

– Co ty powiedziałaś?

– Trzy kilometry będą do ronda!

*

– …Naczynia splajtują.

– Naczynia splajtują?!

– Na następnym w lewo!

 

– Kruk krukowi oka… Jak to się mówiło?

– Kurwa kurwie łba…

– …Nie wykole!

– Coo? To wiewiórka wiewiórce łba nie urwie?

– Bardzo ciekawe, co mówię.

– „Co mówię”?

– Co mówisz?

– „Co mówisz”.

– No mówię.

– Widziałem się z rzeczonym.

– Z narzeczonym?

– Na razie tylko rzeczonym.

Cóż, na coś trzeba umrzeć.

Dlaczego nie na zapach?

 

Wychowawczyni w podstawówce mówiła coś o konieczności udzielenia przez nas pomocy  dziewczynie z klasy, która miała dość poważne problemy. Wychowawczyni przemówiła, siląc się na oficjalny styl:

Celem pomożenia Małgosi…

a ja zrozumiałem:

Celem pomorzenia Małgosi…

Skamieniałem w szoku, póki – po dłuższej chwili – nie zrozumiałem, że chodzi o pomoc skierowaną do Małgosi, a nie o pomór dokonany na Małgosi.

%d blogerów lubi to: