Gną się ludzie i gną, byle się obciąć…
– Spacer z psem i jakieś śniadanie trzeba kupić.
– Z psem na smyczy? Musi być dłuższa niż dwa metry, bo inaczej nie wolno…
– Ona jest z wolnego wybiegu, jak się wybiega to wraca, co znaczy że kocha.
– No wiesz, ty + smycz + ona?!
– Nie mam pojęcia, co znaczy Tysmyczona, to jakaś przypadłość?
– Nie, to taka odmiana dziwożony, niebezpieczny demon pra-Słowian!
– Przysłowian! Oni zajmowali się uprawianiem przysłowianizmu, ktoś im darował konie, oni im zaglądali do pyska.
– Konie i do pyska, taaa… To chyba byli parzysłowianie!
– Parzystosłowian w to nie mieszaj, oni się tym nie zajmowali. A słyszał pan kiedyś o parzonej szynce? No kto ją niby wymyślił?
– Co najwyżej o parzonej szyszynce. Sprawia, że zamiast melatoniny wytwarza się melanżtonina i zamiast spać człowiek włóczy się po nocy.
– Tak sobie stoję, gotuję, zmywam gary i jest mi dobrze.
– Może to twoje powołanie: być kurą domową, panią domu?
– Ja jestem doskonałą panią domu, ale niestety tylko przez piętnaście minut w tygodniu.
– Patrzę bacznie, więc jest szansa, że się nauczę. Ale spokojnie, mamy czas.
– Czas jest.
– Akcentujesz czas? Czego więc nie ma?
– J e s t, nie: m a m y … Czasu się nie da mieć.
– No, no, jesteś w świetnej formie!
– Beznadziejnej … Ale to przez ten czas… Chyba nie ma niczego, czego można by nie mieć bardziej niż czasu.
– Dosyć, bo ile można?
– Oj, można!
– Ile można, to można.