– I co, naprawdę przeczytał pan to wszystko od wczoraj?
– Tak. Dowodem na to jest fakt, że wyglądam jak bulwa dalii wykopana z ziemi na zimę.
– I co, naprawdę przeczytał pan to wszystko od wczoraj?
– Tak. Dowodem na to jest fakt, że wyglądam jak bulwa dalii wykopana z ziemi na zimę.
– A co porabia W.?
– Siedzi w ogrodzie i obrywa porzeczki.
– O, to będziecie miały do jedzenia!
– Nie, porzeczki już oberwane jakiś czas temu. Teraz ona siedzi i obrywa listki z porzeczek.
– Listki z porzeczek? Ale po co?!
– A bo ja wiem. W zeszłym roku ją zapytałam, po co obrywa te listki, i usłyszałam, żebym się nie wpierdalała, to w tym roku już nie pytałam.
– Nie niszcz turków!
– Co?
– No nie skub turków!
– Jakich Turków?
– To są turki, te kwiatki.
– Aksamitki, znaczy?
– No!
– Wiesz, jak się je inaczej nazywa?
– No jasne: śmierdziuchy.
– A po francusku ich nazwa nawiązuje do Indii. To wszystko przejawy bardzo kosmopolitycznej ksenofobii.
—————————————————————–
Por. kwestia indyjska, zob. też tagetes musagetes.
– A to są te, no…
– No?
– Niecierpki?
– Nie-e.
– To może nieśmierdki?
– Śmierdki!
– A, aksamitki!
U nas w domu był kwiat średniorosnący i wynędzniały, który już stał w każdym pokoju i nikt nie miał do niego ręki, i nikt ręki do niego nie przykładał. A kwiat rósł i się trzymał, choć wyglądał na zabiedzonego. Z racji jego zmarnienia i tego, że stał już wszędzie, pieszczotliwie, razem z mamą, nazwaliśmy go: „dziwką”, albo „starą dziwką”. [Jak w zdaniu: „Idź podlej też dziwkę”]. Ostatnio mama, robiąc porządki, [chyba] wyrzuciła dziwkę, a w każdym razie miała zamiar, mówiąc: „Trzeba cię wypieprzyć, już niedługo pożyjesz i nikt cię już nie chce”.
Innym razem do kaktusa, którego albo przelewaliśmy, albo zasuszaliśmy, mama krzyknęła: „Jak nie zaczniesz rosnąć to cię wypierdolę”. Po kilku dniach kaktus zakwitł pięknymi kwiatami, a po kolejnych kilku zmarniał i zgnił [niepodlewany]. Jego łabędzi śpiew.
[Vrublini o kwiatach minionego czasu]
– Spodziewasz się zgrabnej rabaty, a zastajesz nieskoszony klomb.