Archives for posts with tag: ojciec

– Czy ja naprawdę widzę kolesi śpiewających i tańczących układ choreograficzny z „Taki mały, taki duży może świętym być?” W klubie gejowskim?!

– Co się czepiasz. Myśmy dziś przecież słuchali „Chrześcijanin tańczy”.

– No tak, ale to było z  moim ojcem.

– I to ma być okoliczność łagodząca?

– Nie, bo to było od tyłu…

 

– Ca, ca.

– Czemu mi piszesz „Ca, ca”?

– A nic, chciałem napisać „Ćą, ćą”.

– Ale dlaczego?!

– Bo sprawdzałem polskie znaki.

– Śniło mi się, że idę nocą po śniegu i natykam się na myśliwego, dziwnie uzbrojonego, bo w pistolet z cienką lufą, taki pierwszowojenny na oko. Wymachiwał tą bronią, więc powiedziałem mu, żeby lepiej uważał, bo zrobi komuś krzywdę. Przeprosił niby, ale potem tak lekko szczuł mnie psem. Dawał swojemu ogarowi, czy może posokowcowi, ledwo widoczne znaki, a pies na mnie warczał, podchodził blisko, trącał łapą, nawet chwycił mnie lekko zębami za rękę. Przebiegłem na drugą stronę torów, gdzie spotkałem swojego ojca. Był już dzień. Zacząłem mu opowiadać o tej dziwnej sytuacji, a tu patrzę: podbiega do nas od tyłu ten myśliwy, ewidentnie znający mojego ojca. Zachowuje się niezwykle uprzejmie, przedstawia się: „Dzień dobry, to ja, Jurzak” (lub Jurczak, nie pamiętam). Mój ojciec, wkurzony na niego ze tę akcję z bronią i psem, zaczyna złośliwie głośno liczyć mu w twarz: „Raz – dwa – trzy! Raz – dwa – trzy!”. Jurzak vel Jurczak odchodzi, niby jak niepyszny, ale po kilku minutach widzimy jak w oddali strzela z pistoletu w plecy komuś ubranemu na czerwono, krzycząc: „Ja strzelam do ludzi tylko, jak mam urodziny! A dziś są moje urodziny!”. Trafiony pada martwy, a myśliwy bierze na celownik nas, ale z krótkiej broni strzela niecelnie. Uciekamy, czołgając się przy zaśnieżonych torach, po których w każdej chwili może nadjechać pociąg. Budzę się, włączam telefon, a jedna z aplikacji wyświetla mi reklamę gry, w której walczy się z dzikiem, albo też na niego poluje. Czy to znaczy, że Wielki Brat czyta już moje sny, czy może mi je nasyła?

 

 

Po tym, jak mój ojciec wypowiedział umowę z dostawcą telewizji cyfrowej, nękano go telefonami i smsami – to zachęcającymi do zakupu nowych usług, to do modyfikacji starych (już nieaktualnych) oraz proszono o wyjaśnianie powodów rezygnacji. I tak przez kilka tygodni. W końcu znowu dzwonią:

– Czy mogę zapytać, dlaczego zrezygnował pan z usług NC+?

– A musi pan?

– Chyba tak.

– Bo są do niczego. Jeśli chodzi o transmisję meczów piłki ręcznej, dla których kupiłem ten wasz dekoder, to do pięt nie dorastają konkurencji. Więc są mi niepotrzebne.

– Ale mamy różne pakiety…

– Nie interesują mnie wasze pakiety. Zresztą nie tylko wasze. Mam jeszcze Cyfrę i też się jej pozbędę. Nie będzie Cyfry+, nie będzie Canal+ plus i nie będzie NC+!

– A co będzie?

– Encefalografia!!!

– A papież Franciszek jest skromny i prosty, i mieszka w Domu świętej Marty…

– Widziałeś, jak ten dom wygląda? Ma standard pięciogwiazdkowego hotelu.

– Ale zbudował go Nasz Papież Polak. Ten Prawdziwy Ojciec Święty.

– A, to zmienia postać rzeczy.

– A ty wiesz, że jak byłem mały, to długo uważałem, że Ojciec Święty jest synem Matki Boskiej?

– A nie mężem? Ojciec jest zazwyczaj mężem matki, a nie synem.

– Wiedziałem przecież, że jest księdzem i nie może mieć żony. Więc synem. Tym bardziej mi się to zgadzało, bo przecież Matka Boska, jak wiadomo, jest Polką i mieszka w Częstochowie. I nie wiadomo, co robiła w Ziemi Świętej. Na wyjeździe jakimś była.

– Rzeczywiście, jako dziecko miałeś bardzo wiele przemyśleń teologicznych.

– Tak, ale niestety nie złożyłem ich w żaden spójny system.

– Mi się najbardziej podobało, że uważałeś, że w wiecznym światełku w kościele mieszka dżin, którym jest Jezus lub Bóg, i że wisi tak wysoko, żeby nikt go nie pocierał.

– …Tak jak ten, no, z Konopielki, który… No, jak on się nazywał… On tam wtedy z tą… Nie mogę sobie przypomnieć, skleroza starcza.

– Chyba na razie skleroza zwykła. Ale uważaj: skleroza starcza nie jest wtedy, gdy się zapomina, tylko wtedy, gdy temu zapomnieniu poświęca się za dużo uwagi.

– Twarz mam do dupy, dosłownie i w przenośni.

*

– Ile płacę za te drinki?

– Pięćdziesiąt pięć.

– Za tyle to mógłbym mszę za ojca zamówić!

*

– Kulki analne, chcesz?

– Nie, ja tylko mówię dużo o nich.

*

– Nie dali ci serwetek?

– Dali, ale najpierw zlizuję większe kawałki.

*

– Poproszę trzy wściekłe psy, takie nie zmieszane.

1. Niech wasza mowa będzie tak – nie; nie – nie.

Nie znasz? -nie oceniaj!
Znasz? – szanuj!
Mów wprost – nie za plecami..
Plotki… Tylko z zazdrości – Żałosne i słabe
Lubisz? – OK to lub szczerze!
Ufasz Ciesze się… myślę, że warto!
Masz mnie gdzieś? Nie martw się ja ciebie też!

2. hommage à Whitman

kim jestem?

Mam ogromną potrzebę nawiązywania swobodnych, niekonwencjonalnych kontaktów z ludźmi, a często przenika je buntowniczość pragnąca wyjść poza społeczne normy i zwyczaje. Jest to cudowna przygoda z archetypem buntownika.

3. Pater noster

Szczupły syn szuka swojego owłosionego, muskularnego ojca.

4. oral et labora

Po zabiegu – zależnie od rodzaju masażu – poczujesz rozluźnienie, będziesz pełen energii, zapomnisz o dokuczających wcześniej bólach, odzyskasz kondycję i dobry nastrój.

5. oburącz

W moim wolnym czasie najchętniej wykorzystuję ów dzień. Obiema ręko­ma obej­muję go. Przyj­muję ochoczo, co niesie ze sobą: światło, po­wiet­rze i życie, je­go uśmiech, płacz, i cały cud te­go dnia.

6. zemści się na tobie brak

Jak nie odpisuje to:
– jestem zajęty (nie musisz pisać „tysięcy” wiadomości),
– po prostu nie chce mi się,
– nie jestem zainteresowany (Tobą, znajomością albo głupią treścią wiadomością ),
– nie widzę Cię – nie piszę,

Zanim do mnie napiszesz, zapoznaj się z treścią zamieszczoną na profilu. Pomoże to we wzajemnej, bezproblemowej komunikacji. Brak odpowiedzi z mojej strony nie wynika z chamskiej natury, a jedynie z braku pomysłu na jej treść.

7. uran zubożony

Moja uraniczna natura mi mówi: WSZYSTKO JEST DOZWOLONE, NAJWAżNIEJSZE BYś BYł SZCZęśLIWYM CZłOWIEKIEM, ALE NIE KOSZTEM DRUGIEJ OSOBY.

8. potrzeba ścisłości

Jeżeli używasz sformułowań typu „fotka pały”, „jebanko”, „a czy p”, itp. – nie dogadamy się.
Jestem tu głównie z ciekawości, nie mam na nic ciśnienia.

Gwoli ścisłości – opis w rubryce seks znaczy, że jestem ogólnie uległy, ale nie zabawiam się analnie, jeśli już to raz na jakiś czas jako aktywny. Czytajcie ze zrozumieniem, panowie.

 

– Co ta śliwka jakaś taka?

– Może pestka wyszła z niej i przebywa samotnie gdzieś.

Mój ojciec namiętnie grał w czasach studenckich w piłkę ręczną. Jego drużyna z Ursusa miała swoje pseudowęgierskie zawołanie wraz z odzewem:

 

– Hola goga Ursus!

– Turkotosz!

 

[Co zapisane po węgiersku powinno wyglądać mniej więcej tak: Holá gogá Urszusz – turkotos!]

Rodzice opowiedzieli mi dzisiaj, jak kiedyś, mając cztery lata, kiedy mój ojciec wrócił do domu z zagranicy po półrocznej nieobecności, rzuciłem mu się na szyję i zawołałem:

– Tatusiu, ja cię nie poznaję!

 

– Ksiądz zapytał, kiedy mnie zobaczy w kościele. Odpowiedziałem, że nieprędko.

– I co on na to?

– Powiedział tylko, że będzie się za mnie modlił.

– Tylko?! W powiedzeniu do niewierzącego, że się będzie za niego modlił, jest duża dawka przemocy. To tak, jakbym do jakiegoś niezainteresowanego mną heteryka powiedział, że będę o nim dużo myślał w nocy.

Wczesne lata dziewięćdziesiąte. Mój ojciec wchodzi do sklepu mięsnego. Duża kolejka, przed nim stoi jakaś starsza pani. Kolejka posuwa się powoli. Gdy przychodzi wreszcie kolej starszej pani i okazuje się, że zabrakło już tego, co chciała kupić, kobieta krzyczy na cały głos:

– Kurwy prostytutki na usługach rządu Izraela!

Lata temu w Kanadzie. Zima, mróz, śnieg po kolana. Ojcu mrówkodzika padł akumulator, nie może odpalić silnika. Stoi więc gdzieś na poboczu zestresowany i zatrzymuje kolejne samochody, pytając:

– Excuse me, can you help me? I need some booze.

Kierowcy na dźwięk tych słów zamykają szybę i odjeżdżają bez słowa. O co chodzi? Dopiero któryś z kolei zatrzymany przygląda się przez chwilę i mówi z namysłem:

– You mean you need some boost?

Po spotkaniu z autorem książki naukowej wyłożono w kuluarze księgę, do której uczestnicy spotkania mogli wpisywać swoje gratulacje i laudacje.

Pierwszy wpisał się zamaszyście pan z bardzo szacownej instytucji:

W imieniu instytucji takiej a takiej pragnę…

Inny, niejako idąc za ciosem, napisał więc od siebie:

W imieniu instytucji takiej a takiej składam…

A ja:

In nomine Patris et Filii –

Spiritus Sanctus.

Bo popatrz, jaki to ma sens, on już ile wigilii pracowych zaliczył, osiem? Dziewięć?

Siedem.

No właśnie. Po dziewięciu wigiliach to jaki on ma mieć dzisiaj smak na te wigilijne potrawy?

%d blogerów lubi to: