– Zdrzemnę się.
– To sobie śpij.
– Hola, hola! Bajkę!
– W środku dnia?
– Już!
– No dobrze. Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma morzami…
– Za siedmioma lasami.
– Za siedmioma lasami był sobie dziczek. Dziczek mieszkał w lesie. I miał przyjaciółkę…
– Jak się nazywała?
– Świnka Słoninka. I chodził do niej na herbatę, którą pili z porcelanowych filiżanek.
– …?
– …
– I długo.
– Że co? I szczęśliwie? Nie ma, opowiadaj.
– No dobrze. I któregoś dnia Świnka Słoninka stłukła swoją filiżankę. I dziczek już do niej nie przychodził.
– No jak to! Z takiego powodu? Dlaczego?
– Bo ona jednak była świnią.
– Opowiesz mi bajkę?
– Znowu bajkę?
– Nie denerwuj mnie, bo zobaczysz! Opowiadaj!
– Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma morzami, za siedmioma rzekami żył sobie dziczek. Dziczek miał, jak wiadomo, znajomych i babrzysko, ale go wszystko… wkurwiało. Znajomi go wkurwiali, babrzysko go wkurwiało, las go wkurwiał, nawet ptaszki go wkurwiały.
– Ptaszki też? Dziwne…
– Cicho bądź. I tak chodził dziczek w tę i we w tę, nie wiedząc, co zrobić z tym wszystkim. Udał się więc w daleką podróż. Wędrował i wędrował, gubiąc się i wracając, jak to dziczki mają w zwyczaju, aż dotarł wreszcie do wróżki.
– Wróżki Hirsuty?
– Hirsuta to była księżniczka, nie przerywaj, o tym będzie w innej bajce. I powiedział wróżce, że go wszystko wkurwia. Zabrał ją ze sobą i pokazał jej swój problem: las, ptaszki i inne zwierzęta w lesie. Wtedy wróżka dała mu czarodziejską fujarkę. I dziczek zagrał na tej fujarce, i ona uśpiła wszystkie zwierzęta.
– I co dalej?
– Nic. Uśpiła je. Na amen.
– Były nieżywe?
– Tak.
– A wróżka?
– Nie, na wróżki nie działa.
– Znowu przerażająca bajka! Jak ja mam po tym zasnąć? A byłem już śpiący… No dobra, skoro ty tak, to ja tak: i wtedy dziczek poprosił wróżkę, żeby też mu zagrała na fujarce, i ona mu zagrała i też usnął, i miał wreszcie spokój.
– Jak sobie chcesz.
– …
– Śpisz?
– …
– Śpisz?
-…
– Śpiiisz?!
– Cały dzień jestem wypluty. Chyba nic już nie zdziałam. Idę spać.
– Widzę właśnie… To może opowiem ci bajkę na dobranoc?
– Bajkę? Sam z siebie, nieproszony, niebłagany? Kombinujesz coś?
– Nie, po prostu bajkę.
– No to opowiadaj.
– Dawno, dawno temu, za siedmioma lasami, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma morzami żył sobie dziczek. Dziczek wędrowniczek. Miał bardzo ładne babrzysko i znajomych w lesie, ale tęsknił za wędrówkami, więc postanowił wyruszyć w podróż na kraniec świata. I tak wędrował, wędrował, przepłynął siedem rzek i siedem mórz…
– Na statku?
– Wpław przepłynął, dziczki są pławne. I dotarł wreszcie do żołędziowego drzewa i się w nim zakochał. I chociaż się zakochał, to się nim wkrótce znudził i wyruszył dalej szukać krańca świata. Przemierzył całą ziemię, która okazała się okrągła, więc nie znalazł krańca świata. Nie odnalazł też więcej żołędziowego drzewa.
– I koniec?
– Uhm.
– No ładnie. Smutna bajka do tego z ponurym morałem. Mogłeś od razu podstawić naczynie i podciąć mi żyły.
– Jak to! Bardzo ładna!
– Ładna, ale smutna.
– No bo nie wolno porzucać drzewa żołędziowego…
…Bo czeka cię tylko bezsensowna tułaczka, a powrotów nie będzie? Ale z drugiej strony należy porzucić babrzysko, bo się nie znajdzie drzewa żołędziowego.
– Ale drzewo żołędziowe było tuż obok babrzyska…
– Przepływał rzeki! Morza! Wcale nie było blisko.
– Właśnie, że było, tylko on poszedł naokoło.