– Widziałeś, będą robić w przyszłym sezonie „Peleasa i Melizandę” w operce.
– O w życiu… To powinny być mgły nad głęboką, krystaliczną tonią, jak jezioro w jaskini. A w ich wykonaniu będzie to bagienko…
-… Nad którym unosi się podejrzany smrodek.
– Widziałeś, będą robić w przyszłym sezonie „Peleasa i Melizandę” w operce.
– O w życiu… To powinny być mgły nad głęboką, krystaliczną tonią, jak jezioro w jaskini. A w ich wykonaniu będzie to bagienko…
-… Nad którym unosi się podejrzany smrodek.
– Właściwie, to można ten wpis zadedykować Filharmonii Narodowej, która też ostatnio miała tournée po Stanach.
– Masz obsesję na ich punkcie?
– A skąd ten pomysł! Absolutnie nie. Ale jak tam lecieli do Ameryki, to śledziłem ich, jak byli w powietrzu; na takiej stronie, co pokazuje obraz z radaru w czasie rzeczywistym, ale tylko przez jakieś 3 godziny, bo potem wyłączyłem komputer.
– Napiszmy, że mimo upływu lat wciąż nie są wstanie się nauczyć…
– Przestań, to za ostro.
– No to jak to powiedzieć. Że mają problemy…?
– Nie pisz, że mają problemy. Napiszmy o… trudnościach! Niech się poczują docenieni.
Oglądamy film o Carlosie Kleiberze sprzed kilkudziesięciu lat. Dyrygent odbywa próbę z jakąś niemiecką orkiestrą.
– Tam grają sami faceci!
– Prawie, są też kobiety.
– Ale dobrze przebrane za facetów.
– Może w takich orkiestrach kobiety musiały być facetami?
– Niekoniecznie. Może wystarczyło, że przed angażem dziesięć lat terminowały w bibliotece?
– I to w Dziale Ksiąg Zakurzonych!
– A może to jednak sami faceci są? Kleiber mówi do nich ciągle meine Herren i meine Herren.
– A nie, to inna sprawa: on ma tu na myśli Herrenvolk.