Archives for posts with tag: pamięć

– „Politycy przemijają, a prawo ma długą pamięć”.

– Pamięć może ma i długą, ale rączki jak tyranozaur – bidne i malutkie. Przynajmniej wtedy, kiedy przychodzi do rozliczania zbrodniarzy i autokratów. Dowodzi tego przynajmniej ostatnie pół wieku historii tego kraju.

– Ale kiedy za byle co trzeba zmiażdżyć formalistyczną machiną obywatela, to wtedy prawo ma wielkie szczęki tyranozaura i nie waha się ich użyć.

– Takie dinozaury prędzej wymordują wszystkich dookoła i wyginą, niż ewoluują. Bo jaką mają motywację? Czego mają się bać? Do czego mają dążyć? Wszystko już mają.

– I na końcu zostaną karaluchy. Czyli sami obywatele, którzy i tak muszą sobie radzić, więc sobie jakoś radzą.

– Hm, to całkiem za pocieszająca wizja końca świata…

 

– Jakaś laska pokazała mi serduszko. A ja nie mogłem sobie przypomnieć gestu posyłania całusa. Pamiętałem tylko, jak się pokazuje fucka i zakrywa usta.

– Zamówiłem coś do jedzenia.

– Aha…

– Nie bój się, nie jest to pizza.

– O! To może hinduskie?

– Też nie. Kompromis polega na tym, żeby nikt nie był zadowolony.

– No to wreszcie co zamówiłeś?

– Wiesz co, kurzy poślad!

– A czekaj, coś dzisiaj czytałem o kurach. Przeglądałem zeszłoroczne papiery, bo coś mi się zawieruszyło, i trafiłem na jakieś pismo urzędowe, coś z kurami, co to było…

– Z kurami? Co, teraz kury wam coś nabroiły? Ja rozumiem, że jest problem z krowimi plackami, ale żeby zaraz kury…

– A nie, inaczej. To był pismo, pod którym podpisała się pani Poślad!

 

 

 

– Ja niby coś takiego mówiłem?

– Nie, to ja mówiłem.

– Kiedy?

– Zapisałeś przecież.

– Gdzie zapisałem?

– No, pamiętasz taką świnkę, gdzie udostępniasz swoje posty?

– Masz ochotę na rybkę?

– Po co?

– No, przy piciu zakãsza się śledzia.

– To na początku. A potem inna rybkę. Złotą.

– Czemu złotą?

– To na pamięć.

– A to kto był?

– Nie wiem.

– Myślałem, że miałeś z nim kontakt…

– Miałem, ale nie zostawił kontaktu.

Coś nas podkusiło, żeby wrócić do domu późnopopołudniowym spacerem przez Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, Stare i Nowe Miasto. Idziemy.

Jakoś przed Bristolem pierwsza wystawa, jakby fragment torów kolejowych oklejony jakimiś brudnymi szmatami. Z opisu dowiadujemy się, że to szeroko pojęte Gloria Victis, i to pod patronatem podsekretarz stanu w MKiDN Wandy Zwinogrodzkiej (dobrze, że nie pod honorowym patronatem pani Joli z sekretariatu albo pana Edka z administracji). Parę kroków dalej kolejna wystawa, tym razem większa i bardziej błyszcząca, a zatem niewątpliwie znacznie bardziej atrakcyjna, coś o setnej rocznicy niepodległości, choć stylistyką glamouru z lat dziewięćdziesiątych pasowałaby raczej do trzydziestolecia transformacji. Niedaleko, po drugiej stronie ulicy, wystawa pod tytułem SOLIDARNI, trochę dziwnym, skoro poświęcona jest bynajmniej nie latom 80., tylko Marcowi ’68. Tablice pamiątkowe i krzyże z brzóz pod pałacem namiestnikowskim, klasyka. A zaraz dalszy ciąg wystawy niepodległościowej.

Kiedy myślimy, że już starczy tych wystaw, to przed Świętą Anną jeszcze spora wystawa o Janie Pawle II, dziwny tunel, na zewnątrz biały, wewnątrz czerwony, jakby jakaś macica Matki Polki, z której dobiegają sakramentalne słowa „…ziemi. Tej ziemi!”.

Zbliżamy się do Zamku królewskiego. Znad naszych głów dobiega jakiś furgot, hurgot.

– A to co znowu za dźwięk?

– Helikopter leci, patrz, tam.

– Uff. Bo już myślałem, że to z Zamku nadają odgłosy hitlerowskich nalotów…

– Kumpel miał jakąś tam babcię w rodzinie i ona miała Alzheimera, i brała leki, ale paliła też papierosy, a podobno z lekami nie można, bo się dostanie zakrzepicy czy coś. Próbowali wszystkiego, aby przestała palić, ale nic nie pomagało. Kiedyś w końcu się wkurwili i schowali jej wszystkie papierosy, zapalniczki i popielniczki w domu. A ona zapomniała, że pali!

 

– W Kielcach ma stanąć pomnik Przemysława Edgara Gosiewskiego.

– Szkoda, że nie w Rzeszowie. Mają tam już pomnik jednego wielkiego organu, to pomnik drugiego, małego, byłby akurat do kompletu.

– Jak szedłem tutaj, to mnie mijała jakaś kobieta koło czterdziestki, normalnie wyglądająca, i spytała, skąd mam tego żonkila przypiętego. Więc tłumaczę, że obchody były. Ona pyta jakie obchody. To odpowiadam z lekkim zdziwieniem, że rocznica powstania w Getcie, nieopodal POLIN-u. Ona na to, że tam kiedyś pracowała, ale teraz nie jest na bieżąco.

– Mogła jeszcze zapytać „A kiedy urządzacie  wigilię? Dwudziestego czwartego grudnia? Aha, znaczy jeszcze przed świętami. Może i słusznie.”

– Ja nie pamiętam swojego pierwszego razu. Zatarł mi się.

– Było nie żałować żelu!

– Wiedziałeś, że gmach ABW jest na Rakowieckiej?

– Co za wymowna lokalizacja. Z Aleją Szucha też nie gorzej. Ministerstwo Edukacji w dawnym gmachu Gestapo. To może jeszcze założymy więzienie w Oświęcimiu?

– Nie można założyć.

– Też tak uważam!

– Nie można, bo tam już jest więzienie.

 

– Słyszałeś, że Le Baroque zmieniło nazwę?

– Nie! Co one tam znowu wymyśliły?

– Teraz nazywają się Bearzone Le Baroque.

– Ciekawe czemu…

– Może po to, żeby klienci z arteriosklerozą skojarzyli, że to miejsce dla nich.

– Aha, żeby przypadkiem nie poszły to tego… Jak to się nazywało…?

– Wiem, to takie dla nastolatków… No…

– Przylansowanych w cekinach tańczących na stole twinków… Mam to na końcu języka…

– Ja też… Glamour Party Boy Love?

– Boys Boudoir!

– A, no toć właśnie mówię.

 

– Cieszę się, że Memłar wreszcie zadebiutował!

– Oby tylko nie nastąpił writer’s block albo życie nie stało się nudne.

– Nawet w przypadku blokady nie ma się co martwić. To w sumie takie półzobowiązanie, no i można mieć jakieś nadwyżki z płodniejszych miesięcy.

– Kreatywny recykling, jednym słowem.

– Jak większość działań, które ze wspomnień robią literaturę.

 

– Myśmy mieli chyba przyjemność ze trzy razy.

– Pięć.

– Skąd wiesz?

– Jak jest mi dobrze, to liczę.

 

 

– Kojarzysz tę melodyjkę? To jakiś Czajkowski czy coś?

– Możliwe, brzmi baletowo.

– Tak, ma bardzo wyrazisty rytm, specjalnie tak pomyślany, żeby brzmiał bardzo tanecznie i żeby tancerze baletowi dzięki przemądrej choreografii bez przerwy i na wiele sposobów się z tym rytmem mijali.

– Hm, może chodźmy na balet?

– A gdzie tam to grają?

– W Deutsche Oper Berlin i Staatsoper Berlin.

– Aha, a bo ja myślałem, że jest jakiś specjalny Staatliches Gnomenreigen Theater Berlin, gdzie występują Helgi z warkoczami, rogatymi hełmami i nosidłami na 10 kufli piwa…

– Broch mi się z tobą jakoś kojarzy.

– Naprawdę? Przyznam, że nic nie czytałem. Ale oczywiście o nim słyszałem. On napisał na przykład…

– No, to na „ś”. Śśś… Śśśmmm…

– Coś ze śmiechem… „Śmiech Owidiusza”?

– „Śmierć Wergilego”!

– Opowiadałeś mi chyba, że pan X niedosłyszy…

– A niedosłyszy?

– Sam mi mówiłeś.

– Nic podobnego.

– No to może o kimś innym mi mówiłeś, że niedosłyszy.

– O kim ja mogłem… A nie, wiem! Mówiłem ci o pani Y, że cicho mówi!

 

 

– To jest ta, nie mogę sobie przypomnieć piosenki…

– No, pomyśl.

– Nie wieeem…

– To czemu leżysz głową w dół i wierzgasz nogami? Masz napad paniki?

– Nie, myślę!

– Wiesz co, spotkajmy się wreszcie, bo już tyle czasu…

– No wiem, rozumiem. Też się stęskniłem.

– Nie, nie o to chodzi. Bo jak się spotkamy i skończymy ten artykuł, to… Już się nie będę musiał z tobą więcej widzieć.

– Phi, a myślałeś, że po co ja się do ciebie w ogóle wybieram. Przecież nie po to, żeby cię podziwiać. Po prostu wiem, że masz chłodniej w mieszkaniu. Domagam się gwarancji temperatury nieprzewyższającej 23 stopni, a do tego 3 litry napojów chłodzących.

– Alkoholowych czy bezalkoholowych?

– Zależy, jak długo potrwa nasza praca. Wiesz, ja przed zachodem słońca nie piję. Chociaż, jak się mawia, zawsze gdzieś na świecie jest akurat zachód słońca.

– Można też  udawać tego, no. Zapomniałem.

– No, tego, o, to, to!

– Kto pije rum?

– Co?

– Kto pije rum.

– Pirat…?

– No, właśnie, można udawać pirata!

 

 

%d blogerów lubi to: