– Uwaga na stopień!
– Na sto pień?
– Te schody prowadzą na karaoke, więc w sumie też.
– Uwaga na stopień!
– Na sto pień?
– Te schody prowadzą na karaoke, więc w sumie też.
– Schwesterlein, Schwesterlein,
Wann geh’n wir nach Haus?
– Morgen wenn die Hahnen kräh’n,
Woll’n wir nach Hause geh’n,
Brüderlein, Brüderlein,
Dann geh’n wir nach Haus.
– Schwesterlein, Schwesterlein,
Wann geh’n wir nach Haus?
– Morgen wenn der Tag anbricht,
Eh’ end’t die Freude nicht,
Brüderlein, Brüderlein,
Der fröhliche Braus.
– Schwesterlein, Schwesterlein,
Wohl ist es Zeit.
– Mein Liebster tanzt mit mir,
Geh’ ich, tanzt er mit ihr,
Brüderlein, Brüderlein,
Lass’ du mich heut’.
–Schwesterlein, Schwesterlein,
Was bist du blass?
– Das macht der Morgenschein
Auf meinen Wängelein,
Brüderlein, Brüderlein,
Die vom Taue nass.
– Schwesterlein, Schwesterlein,
Du wankest so matt?
– Suche die Kammertür,
Suche mein Bettlein mir,
Brüderlein, es wird fein
Unterm Rasen sein.
Skąd pierwsze gwiazdy na niebie zaświecą,
Tam pójdę, aż za ciemnych skał krawędzie.
Spojrzę w lecące po niebie łabędzie
I tam polecę, gdzie one polecą.
Bo i tu — i tam — za morzem — i wszędzie,
Gdzie tylko poszlę przed sobą myśl biedną,
Zawsze mi smutno i wszędzie mi jedno;
I wszędzie mi źle — i wiem, że źle będzie.
Więc już nie myślę teraz, tylko o tem,
Gdzie wybrać miejsce na smutek łaskawe,
Miejsce, gdzie żaden duch nie trąci lotem
O moje serce rozdarte i krwawe;
Miejsce, gdzie księżyc przyjdzie aż pod ławę
Idąc po fali… zaszeleści złotem
I załoskocze tak duszę tajemnie,
Że stęskni — ocknie się i wyjdzie ze mnie.
[Juliusz Słowacki, W Szwajcarii, XXI]
Zögernd, leise,
In des Dunkels nächt’ger Hülle
Sind wir hier.
Und den Finger sanft gekrümmt,
Leise, leise,
Pochen wir
An des Liebchens Kammerthür.
Doch nun steigend,
Schwellend, hebend,
Mit vereinter Stimme, laut
Rufen aus wir hochvertraut:
Schlaf du nicht,
Wenn der Neigung Stimme spricht!
Sucht’ ein Weiser nah und ferne
Menschen einst mit der Laterne;
Wie viel seltner dann als Gold,
Menschen uns geneigt und hold?
Drum, wenn Freundschaft, Liebe spricht,
Freundin, Liebchen, schlaf du nicht!
Aber was in allen Reichen
Wär’ dem Schlummer zu vergleichen?
Drum statt Worten und statt Gaben
Sollst du nun auch Ruhe haben.
Noch ein Grüßchen, noch ein Wort,
Es verstummt die frohe Weise,
Leise, leise,
Schleichen wir uns wieder fort!
Спускалась ночная прохлада,
Природа в затишье дремала.
В аллее заглохшего сада
Я друга к себе поджидала.
Мы долго бродили по саду,
Смеялись, болтали, шутили.
И нам навевало отраду,
Когда мы друг друга любили.
Деревья от бури дрожали,
С рассветом заря занималась.
Мы холодно руки пожали
И молча навеки расстались.
[Czasem korzystam z tezaurusa wbudowanego w program Word. Jak to tezaurus, proponuje on synonimy, czasem po kilkadziesiąt do jednego słowa w jego różnych znaczeniach. Kiedyś, wpadłszy w głupawkę, wykorzystałem go do przerobienia dwóch fragmentów prozy (tu i tu). Dziś, zainspirowany tym eksperymentem, postanowiłem wziąć na warsztat znaną polską pieśń patriotyczną. Wszystkie zamienione słowa pochodzą z tezaurusa, dokonałem tylko bardzo drobnych wygładzeń gramatycznych.]
Promesa
Nie smyrgniem zagonu skąd nasz klan!
Nie damy pogmerać stylu.
Swojska my tłuszcza, swojski stan niższy,
Monarszy transplantuj Piastowy.
Nie niewiasty, by nas prowadził na pasku niszczyciel!
W razie czego nam ofiaruj fetysz!
W razie czego nam ofiaruj fetysz.
Do temperamentu uwspółcześnionej kropki z kanalików
Jeżyć się będziemy kurażem,
Co gorsza się rozpadnie w trotyl i w paproch
Krzyżacka nawałnica.
Barbakanem nam obrodzi którykolwiek biegun!
Tym bardziej nam ofiaruj bałwan!
Tym bardziej nam ofiaruj bałwan.
Nie będzie Niemiec strzykał przez zęby nam w ryjek
Ani nawet osesków nam germanił,
Pancerny wyliże się pododdział nasz,
Upiór obrodził nam, hetmanił.
Kopniem się, gdy zatrajkocze kanarkowy węgieł!
Dalibóg nam ofiaruj cielec!
Dalibóg nam ofiaruj cielec.
Nie wetkniemy epitetu Polski miętosić,
Nie puścimy się z ikrą w urnę,
W Prakolebki reputację, na jej pietyzm
Wciąga czołówki jaśniepańskie.
Zrewindykuje kartoflisko pryków pasierb!
Fajno nam ofiaruj ibis!
Fajno nam ofiaruj ibis.
Ohrwurm przyjemnie trudny do przepędzenia.
Eine Hochzeit fährt da unten
auf dem Rhein im Sonnenscheine,
Musikanten spielen munter,
und die schöne Braut, die weinet.
Nun der Tag mich müd gemacht,
soll mein sehnliches Verlangen
freundlich die gestirnte Nacht
wie ein müdes Kind empfangen.
Hände, lasst von allem Tun
Stirn, vergiss du alles Denken,
Alle meine Sinne nun
wollen sich in Schlummer senken.
Und die Seele unbewacht
will in freien Flügen schweben,
um im Zauberkreis der Nacht
tief und tausendfach zu leben.
– Czego posłuchamy z okazji święta? Może Roty?
– Puść Hymn do Bałtyku.
– Okej. Nie znam.
– To jest bardzo ładne. Kto jest autorem muzyki? Bo nie pamiętam.
– Nie wiem, ale chyba Wagner. Przecież to taka chorałowa, niemiecka melodyka. I to ma być polska pieśń patriotyczna!
A tak na marginesie (dużym, i to z obu stron), kojarzy mi się to z tym:
– Jak to było? Frauen- co?
– Frauenliebe und -leben. Miłość i życie kobiety.
– A Dichter…?
– Tylko -liebe. Poeta to nie ma życia.
– Jezu, jak ona śpiewa. Jak babcia przy kominku.
– To jej standardowe brzmienie przecież.
– Baje smętnie babcia, baje, gdy Alagni już nie staje*.
—————————————————
* Przest. „nie staje kogo, czego” – „brak kogo, czego”.
– A tytuł od tej, co sobie „wianeczek zmaczała”?
– Piosnka litewska. „Prawda, matusiu, prawdę wyznać wolę…”
– Nie podśpiewuj tego, nie rób mi ohrwurma, bo znowu będę w rosole.
– Jak to?
– Nie pamiętasz, jak spacerowaliśmy po parku tworkowskim i pruszkowskim, to nie mogłem przestać tego podśpiewywać? Przez kilka godzin. „Prawda, matusiu, prawdę wyznać wolę, jestem zmaczana jak kluski w rosole” i tak na pięćset różnych sposobów.
Und morgen wird die Sonne wieder scheinen,
und auf dem Wege, den ich gehen werde,
wird uns, die Glücklichen, sie wieder einen
inmitten dieser sonnenatmenden Erde…Und zu dem Strand, dem weiten, wogenblauen,
werden wir still und langsam niedersteigen,
stumm werden wir uns in die Augen schauen,
und auf uns sinkt des Glückes stummes Schweigen…
– Janet Baker jest dla mnie absolutnie niezrównana w tej pieśni. Już w pierwszym wersie wyśpiewuje cały jej charakter, opowiada ten smutek, tę nadzieję na nadzieję.
– To prawda. Ale posłuchaj też sobie wykonania Caballé.
– Nie żartuj, ona nagrała Morgen Straussa?
– Tak, i to kilka razy.
– I może jeszcze zmiksowała te nagrania ze sobą i sprzedawała, do każdej płyty kulka lodów gratis?
– Albo mała paella!
Niekompletny tekst znalazłem między innymi na portalu maluchy.pl, w sekcji teksty piosenek dla dzieci. Tu cytuję kilka strof za dokładniejszym źródłem.
Choćbym się w cielesnéj kochał krasie,
I ona się w szpetność zmieni w czasie;
Ach, niestała
Piękność ciała,
Wczoraj się świeciła, dziś sprochniała.
Zmieni się cielesna śliczna barwa,
Będzie z niéj plugawa śmierci larwa,
A z pięknego
Nic brzydszego
Nie masz nad człowieka umarłego.
Ten, co cię za życia umiłował,
Ręce twoje mile, twarz całował,
Już z daléka
Nos zatyka,
Twarz, oczy odwraca, precz uciéka.