– Wyświetlił mi się na portalu randkowym. Popatrz, w jakim wieku twierdzi, że jest.
– Chyba mu się kolejność cyferek pomyliła.
– A może to w myśl zasady, że im więcej procentów, tym mniej lat…
– Wyświetlił mi się na portalu randkowym. Popatrz, w jakim wieku twierdzi, że jest.
– Chyba mu się kolejność cyferek pomyliła.
– A może to w myśl zasady, że im więcej procentów, tym mniej lat…
– Dmuchnij w butelkę. Co masz?
– Dominantę.
– A ja subdominantę.
– Czegóż więcej chcieć!
– Powiedziałeś „mikcja”, a co ty wiesz o medycynie?
– Dość, żeby powiedzieć „mikcja”.
– Spoko, no to dlaczego po piwie się sika?
– Bo objętość płynu jest spora, alkohol zwiększa diurezę, lupulina jeszcze bardziej…
– A możesz opisać te mechanizmy dokładniej?
– Ej no, ja umiejętnie rozkładam nogi, ale wjechać musisz sam!
– Ej, mogę to piwo?
– Nie, to mojego kolegi.
– A, to sorry.
– A po co ci takie niedopite, rozgazowane piwo z sokiem?
– Chciałem wylać na łeb tamtej naćpanej lasce, która na mnie wlazła i się darła.
– A, w słusznej sprawie to co innego! Kupię mu drugie.
Zasmucająco regularnie publikuję tu wyimki z opisów profilowych facetów znalezionych na gejowskich portalach randkowych – służy temu sekcja imponderabilia demonstranda. Dziś – dla urozmaicenia – będzie wiązka nie opisów, ale reklam, napotkanych na jednym z takich portali. Trzeba przyznać, że mieli tam szczególnie pojęcie o marketingu. Do dzieła.
Zaczniemy łagodnie i patriotycznie:
Potem czas na przełamywanie stereotypów dotyczących gejowskich rozrywek:
W klimacie ciąg dalszy, żeby nie było, że geje to jakieś baby:
Potem coś gorącego:
Dalej robi się dziwnie (zwłaszcza ten niezbędnik higieniczny…):
Aż następuje wielki finał:
Właściciele portalu poszli chyba po rozum do głowy, bo od dłuższego czasu wisi tam tylko jedna reklama. Znowu walka ze stereotypami – i to jaka!
Dziś z kolei był mi potrzebny synonim do słowa „piwo”, najlepiej taki zabawniejszy, bardziej wyluzowany. Wśród propozycji, jakie zaoferował mi internetowy słownik, znalazły się:
boski napój, gin, grzanka, koniak,
mocz starego pawiana, mózgotrzep,
utrwalacz, warzone, wino, woda ognista, żubr.
– O, widzę, że oskubujesz butelkę. Ja też tak mam. Jak piwo się poci, to zdejmuję z niego etykietkę.
– Żeby mu ulżyć?
– Hej, i jak impreza?
– Wczoraj wypiłem cztery piwa i miałem nawet sen erotyczny! Dziś piję w nadziei na powtórkę…
– Masz kasę.
– Na co?
– Ja idę siku, to sobie kup mi.
*
– Mój kierunek nazywa się intermedia.
– A co to słowo znaczy?
– Ja studiowałem sztukę współczesną!
*
– A skąd wiesz?
– Z refrenu, kurwa.
– Ostatnio nawet zwiałem sprzed, jakby to powiedzieć, ołtarza, to znaczy kiedy już miałem spodnie wokół kostek i fujarę na wierzchu.
*
– Chcesz jeszcze raz?
– Daj.
– Bez reszty?
*
– Czasem się tak zdarza.
– Lepiej, żeby to „czasem” było rzadziej niż częściej.
*
– Nie zapytałeś się, czy możesz się kochać z moim facetem, a numer to wziąłeś!
*
– Hej! Masz może ochotę na seks dzisiaj?
– Ani czasu.
– Na trzeźwo?
– Tak.
– Całkiem?
– Nie. Kupiłem dwa piwa, żeby to miało sens.
*
– Gdzie on jest?
– A ja wiem… Przedstawił się i poszli do darkroomu.
*
– No, no!
– No nie?
– Noo!
*
– Znasz kolesia o nicku f***?
– Tak. Nie polecam. Z wielu powodów.
– To znaczy…?
– Tak. To znaczy.
Posiedzieliśmy gdzieś trochę i wypiliśmy piwo, potem się pocałowaliśmy i poszliśmy gdzie indziej na kolejne piwo, w drodze na które się całowaliśmy, podczas którego się całowaliśmy i w drodze z którego się całowaliśmy (idąc przytuleni, blisko). W przedsionku metra bardzo się całowaliśmy i nawet usłyszeliśmy od grupki dwóch czy trzech nieco wyleniałych dresów pytanie: „Chcesz wpierdol, cwelu?”, ale może dlatego, że nie zgłosiliśmy ochoty otrzymania wpierdolu, to dali nam spokój. A może bali się kamer. A może jednak nas, bo on z budowy ciała też nieułomny.
I
Jadę metrem. Zwykle raz w tygodniu, mniej więcej regularnie, i to w godzinach szczytu popołudniowego. Nienawykły do panującego o tej porze tłoku, chłonę otoczenie, o ile nie śmierdzi. Chociaż wtedy niejako chłonę bardziej, no i tym silniej próbuję się skupić na tym, co pociąga, przyciąga, odciąga; zajmuje, cieszy.
Dziś w metrze chłopak, na oko 18-20 lat. Płowe, długawe włosy, na nich słuchawki z pałąkiem. Ciemnoniebieskie oczy z silnie rozszerzonymi źrenicami. Górna warga nieznacznie wysunięta, co nadaje wygląd lekko kojarzący się z mrówkojadem (jednak bez większego nosa skojarzenie może być co najwyżej połowiczne). Stoi pół metra ode mnie. Mimo to – a może właśnie dlatego – nie patrzy na mnie. Ani razu.
Pomyślałem coś sobie z bezbrzeżnym smutkiem znamionującym przeczucie nadchodzącej straty. Może poniekąd na mocy definicji. Ale jakoś wcześniej, szybciej, bardziej.
II
W tym samym czasie Wehwalt wysyła do mnie smsa. Jest na próbie w filharmonii. Widzi słodkiego młodego blondyna, który śpiewa i tańczy w przedstawieniu, na które mam iść wieczorem: chłopak siedzi w sportowym ubraniu na podłodze i coś komuś tłumaczy.
Że ów blondyn jest moim równolatkiem, dowiaduję się później, przejrzawszy program przedstawienia i wyszukawszy go w internecie. Nie wiem, czy powinno mnie to cieszyć, czy martwić.
III
Niedawno w klubie. Siedzi sobie z bardzo atrakcyjną dziewczyną najładniejszy bodaj chłopak w klubie (jak się potem okazało – klasa maturalna). Skejciorek, niezbyt chłopięcy, ale świeży; wyraźnie męski, ale nie maczo. Ktoś nas ze sobą poznaje, zaczynamy rozmawiać o niczym. Jego dziewczyna okazuje się studentką I roku anglistyki, pyta, co robię. Wydaje się tym zafascynowana, tym bardziej, że z miejsca odpowiadam jej na jakieś pytanie językowe, na które nie mogła znaleźć nigdzie odpowiedzi. (Bo nie umie szukać, a nie dlatego żeby było takie trudne.)
Widzę w jej oczach, że na mnie leci, nie może oderwać ode mnie wzroku. Ja gapię się na jej faceta, który w zasadzie nie zwraca na mnie uwagi. Jak z opowiadania Iwaszkewicza à rebours: nie mogę mieć jego, więc mam chociaż ją, którą ma on, a która nie może mieć mnie.
Chłopak mówi, że mam fajne buty. Dziękuję i schylam się lekko, żeby zerknąwszy na jego, móc odwzajemnić komplement. Gdy się obaj pochylamy, zderzamy się daszkami niemal identycznych czapek i, uniósłszy szybko głowy, wybuchamy śmiechem.
IV
Nie wchodzi mi alkohol, moje w połowie wypite piwo stoi smętnie na barze. Chłopak pyta mnie, czy może się napić. Mówię: proszę, weź, ja już nie będę pił. Najwyżej potem zamówię następne.
Bierze, pije.
Aschenbach brudzi chłopca uszminkowanymi ustami.