Archives for posts with tag: pocałunek

 – Zauważyłem, że po rosyjsku „nieśmiałość” (робость) i „radość” (радость) różnią się bardzo nieznacznie. Tylko zaokrągleniem warg. Dwukrotnym. A właściwie jednym dłuższym, wspólnym.

Помнишь сердец стук,
И смелость глаз,
И робость рук?

И всё сбылось, и не сбылось,
Венком сомнений и надежд
Переплелось

– Ty, w ogóle wchodzę do kibla, a tam się dwóch typów całuje.

– Aha… A ty wiesz w jakim klubie jesteś?

– Ja jestem modelem i szanuję granice moralne!

– Do dzieła! Świat stoi przed otworem!

*

– Nie chlastać mi się tu.

– Czym?

– Wargami.

– Sromowymi?

– Homo, sromo, nie wiadomo!

– Emo?

– Emo to przy nich lux torpeda.

*

– Ej, co wy wyprawiacie?

– Znasz nas dość długo, by patrzeć na to przez różowe okulary 3D.

– A jakie to są 3D?

– Trzy razy „dupa”.

*

– Angielski jest na trzeźwo dla mnie bardzo łatwiej.

– Widziałeś? Całowaliśmy się!

– Chuchnij!

– Co robisz? Nie pisz o wiośnie. Może byśmy gdzieś poszli kiedyś, dziś? Ja mam wolne godziny i obroty. Albo jutro. Pojutrze nie.

– O. U mnie się podziało. Jutro tak. 21? O wiośnie zapomniałem. Wszystko zapomniałem.

– Czemu nie. Ale bylebyś nie zapominał o wiośnie. A jako że jest godzina trzecia z minutami, a wiemy przecież, jakie to minuty, to niech mi wolno będzie powiedzieć, iż pragnąłbym.

– To zamieniamy pragnienia na twarze, bynajmniej nie w marynarkach.

– A co się podziało? Zapodziało czy podziało i nie działa? Lub właśnie działa?

– Opowiem, jak się zobaczymy. By burza nie zmiotła i ciebie, i mnie. Tymczasem jestem w międzyczasie. Między budynkami. Dzisiaj bym całował wszystkich. Dziwy to wszelakie.

– Powiedziałem mu to.

– Co mu powiedziałeś?

Qué pequeñitas orejas!

– Co to znaczy?

– Że ma małe uszka. Śliczne ma. Myślisz, że zrozumiał?

– Nie wiem, ale pocałował mnie  w głowę i poszedł.

*

– Patrzcie, mam misia!

– Jakiego misia?

– Tu, misia maskotkę.

– Ojej, ale on ma… Cipę!

– Lepszy miś z cipą niż cipa z misiem.

*

– Podobacie mi się.

– On powiedział, że mu się podobamy? Nawzajem!

– Nie, powiedziałem: „Siedzicie sobie?”…

– A, tak czy siak nawzajem.

– Katolicki psycholog mówił dziewczynce w szkole, że jak ateista umiera, to strasznie krzyczy, bo go boli, a nie ma przy nim nikogo.

– A to dziwne, bo widziałam wielu wierzących, którzy umierali w potwornym bólu, bez bliskich obok.

– Jak mówiła matka Teresa z Kalkuty, odmawiając swoim chorym środków przeciwbólowych: „Kiedy cierpisz, Chrystus cię całuje”. Tych krzyczących po prostu całuje z języczkiem.

– W duszy mi gra, tak, cierń mnie w serce lub dupę kłuje, znajomy, który mnie nieźle zna, powiedział, że to w sumie wszystko jedno i że to dla mnie dobrze.

– Jak kole, to na pewno dobrze. Abo przynajmniej niewygodnie. Jak się tak nie da wysiedzieć, to można wstać i popatrzeć na wszystkich z góry. Można splunąć albo i nawet pocałować w czoło.

– Można jedno i drugie.

– Napastowała nas wczoraj kobieta!

– Jak to kobieta?

– No kobieta, prawdziwa kobieta, z cipą, w sensie, taka po czterdziestce.

– Ale jakim cudem?

– No nie wiem, przy okazji pozdrowieniowych pocałunków chciała nam wkładać język do ust. Ma na imię Halina.

– Halina… Tak, to jest takie imię, które predestynuje, predysponuje do bycia napastliwym w pewnym wieku.

– Au, boli. Mam tu ranę.

– Jam ran twoich całować niegodzien.

– To nie całuj, tylko sobie oglądaj.

– Miło cię spotkać.

– Ciebie też. I ciebie.

– Będziemy się dzisiaj całować?

– To może ja się ulotnię. Czy nie.

– Włącz piosenkę „A my się całujemy” Niny Pilchowskiej.

– To taka aluzja?

– Nie, to taka piosenka.

 

Noc. Idę ze znajomym po ulicy. Rozmawiamy. Bez podtekstów. Nie trzymamy się za ręce, nie przytulamy, nie okazujemy sobie czułości, żaden z nas nie ma na sobie cekinów, piór ni różu. Podchodzi jakaś zupełnie obca laska, ewidentnie pijana, i łamaną polszczyzną pyta, czy mamy gumę do żucia. Znajomy odpowiada, że tak, i podaje jej gumę, a potem proponuje mi. Laska patrzy na nas półprzytomnym wzrokiem i poniekąd przytomnie pyta:

– Aa, to żebyście się mogli pocałować?

[na widok ładnego kolesia]

– Zakochałem się!

– A po co?

*

– Ja już się dzisiaj całowałem.

– Ooo!

– Ale nieskutecznie.

– Bez wytrysku?

*

– Widziałem pięknego za młodego rudego chłopaka.

– Dużo za młodego?

– Takiego w sam raz dla ciebie.

– Na siłę się ze mną całowała, bo już nie miałem siły walczyć.

*

– A ten pedał?

– Mnie to gówno interesuje…

*

– Grozisz – masz.

*

– Jak tam?

– Zależy, czy dzisiaj, czy ogólnie.

– Ogólnie.

– Chujowo.

– A dzisiaj?

– Też chujowo.

*

– Nie możesz przecież wykluczyć, że się jeszcze zarazisz… znaczy: zakochasz

*

– Jestem zły, bo jestem rozgoryczony i zawiedziony.

Posiedzieliśmy gdzieś trochę i wypiliśmy piwo, potem się pocałowaliśmy i poszliśmy gdzie indziej na kolejne piwo, w drodze na które się całowaliśmy, podczas którego się całowaliśmy i w drodze z którego się całowaliśmy (idąc przytuleni, blisko). W przedsionku metra bardzo się całowaliśmy i nawet usłyszeliśmy od grupki dwóch czy trzech nieco wyleniałych dresów pytanie: „Chcesz wpierdol, cwelu?”, ale może dlatego, że nie zgłosiliśmy ochoty otrzymania wpierdolu, to dali nam spokój. A może bali się kamer. A może jednak nas, bo on z budowy ciała też nieułomny.

*

– Spędzić z tobą noc?

– Noc znaczy noc?

– Noc noc.

*

– Będę miał chore gardło.

– I co?

– Nie będę mógł powiedzieć chłopakowi, że lubię.

*

– Dopuściłeś mnie do pocałunków.

– W końcu był czerwiec.

Jako człowiek bardzo młody, niedoświadczony i próbujący odkryć prawidła rządzące relacjami międzyludzkimi i wytyczyć granice, rozważałem z moim ówczesnym facetem:

– A pocałunek to zdrada?

– No, zależy jaki…

– No dobra: pocałunek w członek…?

%d blogerów lubi to: