– I co tam u was słychać? Jak się udał pobyt?
– Angina. I trzy opryszczki.
– U mnie zapalenie zatok.
– Ale po czym to wszystko?!
– Po sześciogodzinnej podróży pierwszą klasą PKP z niedziałającym światłem i ogrzewaniem.
– I co tam u was słychać? Jak się udał pobyt?
– Angina. I trzy opryszczki.
– U mnie zapalenie zatok.
– Ale po czym to wszystko?!
– Po sześciogodzinnej podróży pierwszą klasą PKP z niedziałającym światłem i ogrzewaniem.
– Ojej, co to za dźwięk? Wprowadzili w pociągach komunikaty po hebrajsku?
– Nie, to tylko rzęzi zepsuty głośnik…
– Co za facet z tego kelnera!
– To pokaż mu, na co cię stać.
– Taa, chyba klęczeć!
– Jak to jest z tego rodzaju produkcją artystyczną, że ludzie dają się na nią nabrać ?
– Bo nie słuchają, bo nie czytają. Są zachwyceni z góry. Zachwyt wypływa a priori z wnętrza odbiorcy albo zostaje mu narzucony przez tłum lub tak zwany autorytet. Odbiorca w głębi duszy czuje, że nie jest godny uniesienia; czuje się niepewnie wobec kontaktu z tym, co sprzedaje mu się jako wielką sztukę. Staje się więc głodny przynależności do tłumu, który się unosi i porywa go z sobą. Zachwyt następuje przed kontaktem z dziełem i jakość utworu, wykonania, przekładu, nie ma z nim wiele wspólnego. Jest sztuka, więc należy się zachwycić.
– Aha, to jak z tym, że kiedy się człowiek nawali, to poleci na byle kogo?
– Czemu ta kobieta dwa miejsca dalej tak głośno napieprza?
– Bo jest zatkana. Mówi potwornie przez nos, więc pewnie i uszy ma zapchane. Ale nie pociąga nosem, więc to nie katar, tylko jakaś patologia anatomiczna.
– Albo takie polipy, że mogłaby z nich ugotować zupę frutti di mare dla czterech osób.
– Ciekawe, dokąd jedzie. Może wysiądzie już w Poznaniu?
– To by wiele wyjaśniało. Jeśli poznaniaczka, to dlatego się nie leczy z tego zatkania, że po pierwsze nie wyda na lekarza, a po drugie, nie oddychając przez nos, może zaoszczędzić też powietrza!
– Wejdę se na internet, już jesteśmy w Polandzie, to mi będzie działał.
– W Polinie.
– Nie, Polin to znaczy coś w stylu dobre miejsce, a tu nie jest dobre miejsce, tylko dobra zmiana.
– Czemu ta pani w głośniku ma taki uśmiechnięty głos? Czy ona nie wie, że mówi o menu w wagonie restauracyjnym i karach za brak biletu?
– Ona chyba nie rozumie. Pewnie nie umie czytać i uczy się tych dźwięków na pamięć, jak melodii bez treści.
– To jest mięta z rumiankiem?
– Chyba tak.
– Czy herbata z miętą?
– Nie wiem, może tak.
– To mięta z rumiankiem czy herbata z miętą?
– Kubek i tak jest po kawie, więc i tak czuć kawą!
– Szkoda, że nie mamy tej, no, kaczuszki.
– Czego?
– Oj, kubeczka. Zapomniałem tego słowa, więc użyłem innego, pierwszego lepszego na „k”.
– Cóż, mogłeś w sumie wybrać gorzej.
Bilet na pociąg – 37 zł
Półbagietka czosnkowa – 2,15 zł
Jedzący ją konduktor, który siada w naszym przedziale – bezcenny
– Niektóre przeboje-evergreeny jest trudno strawić, jeśli nie większość. Te rockowe, punk-rockowe i dyskotekowe kawałki z lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych, masakryczne polskie Dżemy, Lady Pank i inne De Mono, Krawczyki, Rynkowskie, brrr…
– Jedzie pociąg z dale-ka, aż rozjedzie człowie-ka.
– No, z evergreenami tak bywa. Ostatecznie rośliny wiecznie zielone często są najeżone igłami albo kolcami.
– Skąd tu tyle gejów nalazło?
– Oni tu przyjechali na wystawę kotów czy na mecz siatkówki?
– Na wystawę kibiców, którzy przyjechali na mecz siatkówki.
Bita cwelik szmata
[napis na murze przy wjeździe pociągiem do Krakowa, jakoś za nomen omen Batowicami]
– Aż tak ci się podoba? Dla mnie jest za mało męski jak na dresa, a za ostry jak na chłopca. Nie moje decorum.
– Jest idealny. Doskonały. Dochodziłbym z nim czternaście razy. Dwa razy po prostu, a pozostałych dwanaście widząc, jak bardzo tego nie chce.
– Wziąłem brandy. Ale nie dałem rady wypić, za ostra…
– Ojej, biedaku, to ta angina?
– …więc musiałem iść po wódkę.
*
– Przeczytam, jak będę szedł do ciebie w pociągu.
– Słucham?
– Jak będę jechał do ciebie tramwajem.