– Jakie masz plany na weekend?
– Same trudy. Studia, potem na ślub i dalej na wesele. Chwilę spędzę w domu rodzinnym, a potem wracam.
– To ambitny plan!
– Już mi się nie chce. Ale nie przejmuję się tym, bo już wcześniej mi się nie chciało.
– Jakie masz plany na weekend?
– Same trudy. Studia, potem na ślub i dalej na wesele. Chwilę spędzę w domu rodzinnym, a potem wracam.
– To ambitny plan!
– Już mi się nie chce. Ale nie przejmuję się tym, bo już wcześniej mi się nie chciało.
– W piątek idziemy z chłopakami do teatru na „Matki i synów”.
– O, oglądałem ten film, fajne całkiem. Nawet nie wiedziałem, że to na podstawie sztuki.
– A ja nie wiedziałam, że jest film!
– Nazywa się chyba „Nasi synowie”.
– O, Julie Andrews i Hugh Grant, Jezu, jacy młodzi wszyscy…
– Straszne, nie?
– To mało powiedziane. Jakbym paliła, tobym teraz poszła na papierosa. A tak to nawet nie mam na co pójść.
– Nic tylko zejść na psy. Skoro na chorobę płuc nie ma jak!
– Jedno mnie tylko pociesza – oni wszyscy są starsi ode mnie, a ostatnio tak rzadko mi się to zdarza, że trzeba odnotować.
– Och, a dawno temu moja przyjaciółka była tam przeuroczą barmanką, kolega R. umawiał się tam na randkę, a piszący te słowa ze swoim ówczesnym z sąsiedniego stolika doglądali, czy kandydat adekwatny. Po pół godzinie R. wyszedł do łazienki, z której w skrytości napisał nam sms-a: „Nic z tego raczej nie wyjdzie, ale mam figi w syropie”. Byliśmy zadziwieni komunikatem, który wydał nam się wewnętrznie sprzeczny. Po randce:
R.: No, nie, nie widzę tego, nie ma szans.
Ja: Ale pisałeś, że masz „figi w syropie”?
R.: No mam, takie w puszce, żeby były do herbaty!
– Coś mnie tu boli w tym oku, jakaś gradówka, niedajboże.
– Ale przynajmniej nie masz tików nerwowych.