– Nie ogarniam godzinowego systemu rozliczania pracy nad tekstem. To zresztą system dla uczciwych ludzi – przecież każdy może ściemnić, ile nad czymś pracował.
– Ja tam wolę, żeby płacili od litery, a za literówki dawali po litrówce.
– Nie ogarniam godzinowego systemu rozliczania pracy nad tekstem. To zresztą system dla uczciwych ludzi – przecież każdy może ściemnić, ile nad czymś pracował.
– Ja tam wolę, żeby płacili od litery, a za literówki dawali po litrówce.
– Znów wiosna, znów dużo czasu spędzam w srebrnych i w zaśniedziałych strzałach PKP. I z tego powodu coś muszę wyznać. Otóż mało co mnie tak irytuje językowo, jak nowa moda w żargonie konduktorów: „Tu u państwa nikt nie dosiadał?” Co to jest, bydlęcy wagon z końmi? Wojskowy pociąg kawaleryjski? Nie, ani na oklep, ani z siodłem nikt nie dosiadał. A jeśli nie chodzi panom konduktorom o dosiadanie koni, to tym bardziej nie panów sprawa, czy w tym przedziale ktoś dosiadał, czy nie.
– Z grzybami też zamierzasz spróbować?
– ?
– Ojej, okienka mi się pomyliły, to miało być u Vrubliniego, który upewniał się, że nie lubi truskawek. Przepraszam!
– Ależ spróbuj z grzybami! Podróż może być znacznie ciekawsza, a konduktor może się okazać np. wielką gąsienicą.
– Odkąd walnąłem gdzieś z rozpędu, że Krakowiaków i górali napisał Bogusław Wojciechowski, i to poszło w publikacji, staram się sprawdzać nawet najbardziej oczywiste rzeczy, zanim wypuszczę. Jak to powiedział kiedyś żartobliwie Julian Kornhauser: „Ja wiem, że Kordiana napisał Mickiewicz, ale dla porządku i tak sprawdzam”.
– Nie Julian Kornhauser, tylko Mieczysław Grydzewski. I Nie Mickiewicz Kordiana, tylko Słowacki Pana Tadeusza. I nie „dla porządku”, tylko „dla pewności”.
– No, sam widzisz.
Znajoma znajomego wyznaje:
Wiesz, że ja długo jako dziecko myślałam, że mówi się „obejść z makiem” i do tej pory widzę faceta z czerwonym kwiatem, jak za słupem zakręca, jak tego sformułowania używam.
*
A znajomy przyznaje:
Otóż myślałem, że „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, bronią się chłopcy spod parasola” i że powstańcy mieli jakiś taki betonowy parasol do ochrony.
*
Inny znajomy jako dziecko dość długo żywił przekonanie, że modeling polega na lepieniu modeliny.
*
A inny nie dał sobie przetłumaczyć, że potrawa z ogórków i śmietany to nie jest remiza.
*
Patroni pierwszego i drugiego imienia mrówkodzika mają święto tego samego dnia, przez co młody mrówkodzik bardzo długo był przekonany, że imieniny obchodzi się od drugiego imienia.
*
Oraz uważał, że istnieje coś takiego jak „ta żyw” (rzeczownik), skoro jest „żywią i bronią”(z banknotu), tak samo jak „ogniem i mieczem”.
*
Inna osoba wspomina, że jej córka, dzieckiem będąc, darła się: „Maryja panna dzieciątko pastuje…”, a w innej kolędzie: „Bo uboga była, rondel z głowy zdjęła”…
*
A córka kolejnej deklamowała: „chleba naszego poprzedniego” i nie dało się jej wytłumaczyć, że jest inaczej, ponieważ babcia powiedziała jej, że kiedyś chleb był lepszy niż teraz…
*
Inna znajoma długo myślała, że Jezus był dziewczynką: „Na ciebie, królewno nocy, czekali, a tyś tej nocy…”
*
A co Chrystus dostał od patriarchów? Czekany!
*
Anglojęzyczne dziecko w kościele zaś zamiast „Lead on, oh King Eternal!” śpiewało „Lead on, oh kinky turtle!”.
– To co, pojedziesz ze mną do moich rodziców na Wigilię?
– Tak.
– A będziesz grzeczny?
– Tak.
– I bezkonfliktowy?
– Taaak.
– Czyli nie do końca taki, jaki zwykle jesteś?
– Tak! Trzy razy zaparłem się siebie. A na dodatek to nie te święta.
– Dopiero niedawno dowiedziałem się, że meraba nie znaczy po turecku „dziękuję”, tylko „dzień dobry”. I dotarło do mnie, że będąc w Turcji, ku zdziwieniu kelnerów i sprzedawców mówiłem do nich wielokrotnie meraba, bo chciałem być taki miły.
Dostaję smsa z nieznanego numeru.
– Myślę, że Malwina wyrobi się jutro na 15-a.
– Obawiam się, że nie znam żadnej Malwiny – odpisuję zgodnie z prawdą.
– Kto tam?
– Hipopotam.
Po jakimś czasie kolejny sms z tego numeru:
– Karolina się zwolniła. Pracuje do końca sierpnia. Jedzie do Irlandii.
– Trafiłem na piosenkę z lat 70., gdzie wokal brzmi jak u małego molestowanego chłopczyka. Odkryłem, o dziwo, że śpiewa to kobieta. Niestety.
– A co on o nim myślał?
– A skąd mam wiedzieć.
– Myślał, że master?
– Cokolwiek o nim myślał, mylił się.
– Edmunda White’a.
– Opowiadania Wilde’a?
– Co?
– No, o tym Leonardo di Caprio, co się nie starzał.
– Puk, puk.
– Kto tam?
– Pomyłka.
[Agathé doniosła i pozwoliła mi pomieścić.]
Dostałam dziś w nocy sms-a, którego przeczytałam – jak zwykle przez (pół)sen – jednym okiem. Sms brzmiał:
Czy wiedziałaś o istnieniu Mątek Pustynnych, żyjących w odosobnieniu medytująco-kątem plujących, wymieniających się tchem?
Zrobiłam wielkie oczy (a właściwie wielkie oko, oczywiście sokole) i pomyślałam, że chodzi o jakieś pustynne stworzenia, gryzonio-gado-owady, żyjące w bezruchu w piaszczystych norkach, od czasu do czasu spotykające się i chuchające na siebie (tchnienie) lub plujące lepkim jadem na przechodzące obok potencjalne ofiary. Bardzo mi się spodobało, że autorka wiadomości napisała o tych stworzonkach „medytujące”. Uznałam, że tak sobie żartobliwie zinterpretowała ich bezruch.
*
Kiedy ponownie przeczytałam sms-a, tym razem obojgiem oczu, przekonałam się, że brzmi on następująco:
Czy wiedziałaś o istnieniu Matek Pustyni? Żyjących w odosobnieniu medytująco-kontem plujących? Wymienia się je jednym tchem po Ojcach Pustyni, jakby równie zasłużone były… Niesłychane.
A to jeszcze nie koniec – już wiedziałam, że chodzi o Matki Pustyni, ale nadal myślałam, że są one medytująco-kątem plujące. I że autorka wiadomości napisała „kontem”, bo lubi bawić się głoskami. I sądziłam, że pisząc o spluwaniu kątem chciała wyrazić niechęć do Matek. Że niby to jakieś stare wiedźmy-eremitki, które tylko medytują i od czasu do czasu złośliwie sobie spluną. Kątem.
Mrówkodzik rozmawia w pubie z jakimś kolesiem o odkryciu polskich paleobiologów (ten tetrapod). Rozmówca mrówkodzika, tłumacząc, skąd pochodzi znalezisko, mówi (niefortunnie patrząc na jakiegoś typa wchodzącego właśnie do sali):
– Ta larwa wyszła spod Kielc.