– Ha, ha, uśmiałem się bez litu!
– Bez litu?
– Bez kitu!
– Ha, ha, uśmiałem się bez litu!
– Bez litu?
– Bez kitu!
– Czytałem znów „Opowieść o miłości i mroku”…
– O mosznie w lochu?!
– Ciepło tu mają, zdejmę bluzę.
– Plus 100 do twinka.
– Do darmowego drinka?
– Aa, to na to samo wychodzi.
– … To moja ulubiona piosenka Abby.
– Coo? Jaka piosenka? „The Wiener Tuxedo”?!
– „The Winner Takes It All”… Ale byłeś blisko.
– Znasz taką markę kosmetyków jak MIYA?
– Co? Komu? Czemu?
– Mi. Ja. To znaczy dla siebie, sobie. Mi – ja.
– No, mija, wszystko mija. Czasu nie zatrzymasz.
– Ktoś napisał, że nazwiska najlepszych współczesnych poetek polskich kończą się na „k”.
– Co mówisz? Jakie słowa na „k”? Kto tam znowu kogo obraża?
– Ciekawe, czy publiczność wstanie, jak w preludium symfonicznym „Polonia” Elgara będzie ten fragment z hymnem polski.
– Mam nadzieję, że nie.
– A ja, że tak. I też wstanę. I będę hajlował. Hajlował dla Niepodległej, oczywiście.
*
– Swoją drogą to jego lordowska mość sir Elgar, zamiast wzruszać się Paderewskim i pisać ten minoderyjny medley pod tytułem „Polonia” mógł napisać uwerturę koncertową „Irlandia”, wariacje na temat „Tasmania”, a w ogóle to najlepiej oratorium „Kompania Wschodnioindyjska” .
– W sumie szkoda, że sir Elgar nie dożył drugiej wojny światowej. Mógłby też skrobnąć poemat symfoniczny „Jałta”.
*
– A ten bis to co to było? Też jakiś Elgar?
– No, może któraś kompulsja starcza.
– Heh, kompulsja starcza?
– Powiedziałem „Pomp and circumstance”, ale w sumie na jedno wychodzi.
– Słucham?
– Nic, przepraszam, mówiłem do siebie.
– A co takiego?
– Cecità morale.
– Kto to? Jakaś tancerka w stylu Carmen Mirandy?
– Cecità morale to ślepota moralna. Ale byłeś blisko.
– Uważaj, jesteś taki cool, że zaraz dostaniesz hipotermii.
*
– Co ona śpiewa? „Lubię w pupkę”?!
– „Lubię smutek”!
– Nie bój żaby, na to też przyjdzie czas.
*
– I co, było ostro?
– Raczej! Prawie mnie rozerżnął na dwoje.
– Dwoje? To brzmi tak romantycznie…
– Ostatnio na „Pokocie” na Wilsona, kiedy już film miał się zacząć, odezwał się jakiś barejowski głos poirytowanej kobiety :”Przepraszam bardzo, czy mógłby pan coś zrobić z tym kokiem, bo mi zasłania – i tu nastąpiła jakaś cicha odpowiedź właściciela koka – no nie wiem co, mam go na środku ekranu”. I po jakimś czasie pojawiła się sylwetka hipstera z dość sporą samurajską fryzurą, który poszukiwał dla siebie nowego miejsca, a ja się dusiłam od chichotu przez cały początek filmu. A potem znajomi powiedzieli, że to nie tak, że to o innym koku było, a hipster wszedł później. I wszystko mi zepsuli.
– Ooo, to przykro, że zepsuli. Ja wolę często świat przesłyszany, niedorozumiany, przekręcony. Poprawianie takich przerozumień to tak naprawdę często pogarszanie odbioru świata.
– Boże, co za nazwiska… Tu Więdłocha, tam Ślotała…
– Co tam ględzisz? Komu znowu więdłocha ślotała?
– Wiesz co, nieźle ci idzie, ale uważaj z vibratem.
– Spoko, w domu wyjmuję baterie.
– Opowiadałeś mi chyba, że pan X niedosłyszy…
– A niedosłyszy?
– Sam mi mówiłeś.
– Nic podobnego.
– No to może o kimś innym mi mówiłeś, że niedosłyszy.
– O kim ja mogłem… A nie, wiem! Mówiłem ci o pani Y, że cicho mówi!
– I jak Ci się to widzi?
– E tam, on kombinuje jak koń pod górę.
– Po błocie?
– Tak, Pobłockiej.
– Dla mojej osoby było to legitymizacją. On ma z tym problem, toteż ma bardzo mały przebieg. Zresztą tak jak ja.
*
– Spałem osiemnaście godzin.
– A, to śpij kolejne osiemnaście centymetrów.
*
– Mieliśmy płytę.
– Gratis?
– I dyskietkę!
*
– Apropo ciabatty, ty wiesz, skąd jest ciupa?
– W sensie więzienie?
– Tak.
– No skąd?
– Nie wiem, myślałem, że ty wiesz.
– To jest piosenka o misiu?
– Nie, o ślicznym chłopięciu i gorących całusach.
– A nieprawda, to jest o futrzanym misiu, słuchaj: fur miś!
[Dwie wyborne sytuacje przeżyte i spisane przez Futurosioła, które publikuję za jej miłym przyzwoleniem. Po raz kolejny dzi(ę)kuję!]
Wczoraj za to robiłam zakupy na bazarze u przygłuchego dziadka. Poprosiłam go o jedną cukinię
– Jedną? – zapytał nieco zdziwiony.
– Jedną. – potwierdziłam.
Kiedy on po nią poszedł, oddałam się rozmyślaniom, jakie jeszcze warzywo jest mi potrzebne, aż w końcu uśmiechnięty dziadek przyniósł mi w foliówce jedną brzoskwinię.
– Ale ja prosiłam o jedną cukinie!
– Proszę?
– O jedną cukinię prosiłam! – i wskazałam w kierunku skrzynki z cukiniami.
– Moreli? – już się dziadek wyrwał z foliówką do skrzynki moreli, co się obok cukinii znajdowała, a ja za nim. W końcu bardziej na migi zrozumiał, że chodzi o cukinie, a pozostałe warzywa już sama mu podawałam.
Jednak mistrzostwo świata w niewyraźnym mówieniu osiągnęłam pewnego razu w osiedlowym warzywniaku.
– Poproszę jabłko – poprosiłam.
– A co to jest? – odpowiedziała zdumiona sprzedawczyni.
– Widziałeś to euro sado-maso?
– Coo?
– No, transparent, tu po prawej.
– Euro sado-maso?!
– „EUROSODOMA STOP”!
– Ty tylko o jednym.
– Powiedziałem mu to.
– Co mu powiedziałeś?
– Qué pequeñitas orejas!
– Co to znaczy?
– Że ma małe uszka. Śliczne ma. Myślisz, że zrozumiał?
– Nie wiem, ale pocałował mnie w głowę i poszedł.
*
– Patrzcie, mam misia!
– Jakiego misia?
– Tu, misia maskotkę.
– Ojej, ale on ma… Cipę!
– Lepszy miś z cipą niż cipa z misiem.
*
– Podobacie mi się.
– On powiedział, że mu się podobamy? Nawzajem!
– Nie, powiedziałem: „Siedzicie sobie?”…
– A, tak czy siak nawzajem.