– W dobrych cenach mają tu te wina, a to denominazione di origine controllata.
– E garantita!
– Disprezzata!
– Sola, perduta, abbandonata!
– Casta diva!
– Cara sposa!
– W dobrych cenach mają tu te wina, a to denominazione di origine controllata.
– E garantita!
– Disprezzata!
– Sola, perduta, abbandonata!
– Casta diva!
– Cara sposa!
– Noc jeszcze młoda.
– Słowik nie skowronek.
– Nie makolągwa.
– To rudzik dziś śpiewa.
Oglądamy na dvd Adrianę Lecouvreur, niemożliwie kiczowatą operę Francesca Cilei w stylu podróby Pucciniego. Synopsis: księżna de Bouillon (sic) truje sławną aktorkę Adrianę bukietem nasączonych jadem fiołków w ramach rywalizacji o faceta. Czegoś jednak w tym libretcie nie rozumiem i dociekam, czemu księżna zrobiła przedtem tytułowej Adrianie afront, na co ta zareagowała napadową recytacją Fedry Racine’a (po włosku, oczywiście). Daję przy tym popis widowiskowego niezrozumienia realiów epoki. Rabbio objaśnia:
– Zazdrosna była.
– Ale o co?
– O miłość, a o co.
– No nie wiem, może o to, że tamta jest…
– Aktorką? Zazdrosna? Ona jest księżniczką! Aktorka, początek XX wieku! Toś wymyślił.
– Zapytana w jakiejś telewizji śniadaniowej, czy bierze udział w najnowszym projekcie Trelińskiego, odpowiedziała, że nie występuje w Madame Lescaut.
– I tak dobrze. Mogła powiedzieć, że w Madame Lescaut najbardziej chciałaby tańczyć rolę Manona.