Archives for posts with tag: queen

– Dotarło do mnie właśnie, jak drastynicznie, tragopitulicznie durne jest wymyślone przez Jacka Cygana – bo kogóż by innego! – sformułowanie „mój sokole gromowładny”. WTF?! Aż się człowiekowi chutor w burzanie otwiera.

– Oj tam, oj tam. A “Galileo, Galileo, Galilileo let me go! Let me go! Bismillah let me go! Scaramouche, Scaramouche will You let me fandango?” Czy jakoś podobnie. Głupie? Głupie. Genialne? Genialne. Nie mieszajmy „rejestrów”. Co, oczywiście, nie znaczy, że „Dumka” jest genialna. Ale Cygan ma na koncie kilka evergreenów.

– Moim zdaniem ten tekst Queenów jest świetny na wiele sposobów – głównie dlatego, że coś wnosi, burzy, pobudza estetycznie. Cygan zazwyczaj robi coś przeciwnego. Kołysze polskiego cebulaka w jego snach z pasztetowej i salcesonu. Evergreeny – może i tak, ale wiecznie zielone dlatego, że są z plastiku.

 

 

– Co robiłeś w Berlinie? Opowiadaj!

– Nic nie robiłem. Spałem, czytałem, dwa razy gdzieś wyszedłem.

– Dramat.

– No właśnie brak dramatu. Dopiero gdyby opisać to, czego nie robiłem, toby brzmiało dramatycznie.

– Ale z ciebie non-drama queen!

Wiele lat temu o dziewiątej rano. Niedziela. Wracamy z klubu z mmm w towarzystwie drag queen w pełnym rynsztunku, chociaż na skromnie, bo po prostu peruka, biała skórzana mini i białe szpilki kozaki. Upiera się, żeby jechać tramwajem i wsiada w złą stronę. Jest to tramwaj starego typu, taki z relingami, poręczami pod oknem. Zadziera na tę poręcz nogę i wykonuje skłony do palców jak w szkole baletowej.

*

Udaje się nam namówić ją do opuszczenia jadącego w złą stronę tramwaju. Przechodzimy podziemiami pod rotundą. Drag queen porywa pączka ze sterty ciastek przywiezionych do jakiegoś baru, biegnie, wywijając nogami, i dla odwrócenia uwagi drze się wniebogłosy, wskazując na nas:

– Pomocy! Dresiarze! Oni będą mnie gwałcić!

*

Docieramy do Chmielnej. Drag queen bierze od jednego z nas torbę podróżną, którą rycersko pomagaliśmy  jej nieść.

– Daj, zmienię buty. W tych nie mogę już wytrzymać.

Patrzymy na nią ze współczuciem: no tak, całą noc w wysokich białych kozakach na szpilkach.

Które niebawem zmienia na… wysokie kozaki na szpilkach, tyle że w panterkę. Po jakimś czasie chyba decyduje się iść boso.

*

Mijamy Bracką. Nasza towarzyszka musi zadzwonić, ale padła jej komórka. Ma jednak przy sobie kartę telefoniczną. Zerkamy do pobliskiej budki telefonicznej.

– Jaką masz kartę?

– Zwykłą.

– Ale słuchaj, tutaj potrzebujesz mieć kartę z czipem.

Drag queen rozgląda się niespokojnie na boki i decyduje się podejść do jakiegoś starszawego mężczyzny:

– Proszę pana, ja muszę zadzwonić. Ale ja nie mam z cipę! Czy pan ma z cipę? Ja potrzebuję z cipę!

*

Pan nie mógł pomóc. Idziemy więc do kiosku. Nasza dama pochyla się nad okienkiem i prosi o kartę telefoniczną. Wyciąga zza dekoltu banknot dwudziestozłotowy i mówi do sprzedawczyni:

– Proszszsz, tyle dzisiaj zarobiłam.

Na co kioskarka:

– To słabiutko, kochanieńka, słabiutko…

%d blogerów lubi to: