– Wit to słaby dyrygent symfoniczny. Jak dyryguje, to tak kręci rękami te kółka i kręci, i nic z tego nie wynika…
– Może on ciągle czeka na wejście chóru…?
– Wit to słaby dyrygent symfoniczny. Jak dyryguje, to tak kręci rękami te kółka i kręci, i nic z tego nie wynika…
– Może on ciągle czeka na wejście chóru…?
– Dlaczego ktoś zakwalifikował tę książkę do druków muzycznych, to ja nie wiem.
– Może pomyślał, że te plamy pleśni na kartach to zapis chorału…
– Śpiewa, jakby miał jaja powiązane drutem kolczastym.
– Tak, ale już od jakiegoś czasu i byłby tym strasznie znudzony.
– Wyświetlił mi się na portalu randkowym. Popatrz, w jakim wieku twierdzi, że jest.
– Chyba mu się kolejność cyferek pomyliła.
– A może to w myśl zasady, że im więcej procentów, tym mniej lat…
– Najgorsi są dogmatycy.
– I to nawet nie ci na tyle twórczy, żeby samemu jakieś dogmaty wymyślać i propagować, tylko ci, którzy bezmyślnie powtarzają po innych.
– Kartezjusz się w grobie przewraca.
– Przewraca? On już w kilku krajach tunele metra wywiercił!
– Nie dość, że miałeś grzywkę, to jeszcze jakieś takie spodnie trzy czwarte.
– Taka była moda.
– I jeszcze chodziłeś z torbą!
– A z czym miałem chodzić?
– Z godnością!!!
– O, są nawet place zabaw dla bąbelków. Tuż pod oknami tych domków wypoczynkowych.
– Coś potwornego. Biedni rodzice nie mają się gdzie schronić przed swoimi pociechami.
– Przeciwnie! Taki plac zabaw to dla mamuś idealne rozwiązanie. Mogą puścić dzieci luzem, a same pogadać w spokoju.
– A że wszystkie mają do powiedzenia mniej więcej to samo, to kiedy jedna mówi, to druga, słuchając, też ma wrażenie, że mówi, i spływa na nią błogość. Prawie taka, jak przy kieliszku białego wina na śniadanie.
– Albo mówią wszystkie naraz, tak jak przecież najbardziej lubią, i żadna nic nie traci, bo mówią to samo, i każda jest szczęśliwa, bo może się wygadać!
– Tylko czasami zapada chwila niespodziewanego milczenia i na moment uświadamiają sobie, że wewnątrz są martwe.
– Co ja czytam. Balzak: Piotrusia. Skąd tłumacz wziął ten infantylny tytuł?! Pierrette to nie jest zdrobnienie, tylko forma żeńska od imienia Pierre, tak jak Antoinette od Antoine’a.
– Czyli po polsku „ta Piotra”? Brzmi dziwnie. Ale Piotrusia brzmi co najmniej równie dziwnie! Mógł po prostu zostawić Pierrette i już.
– Najwyraźniej nie mógł. Widzę albowiem, iż Histoire de Gil Blas przetłumaczył jako Przypadki Idziego Blasa.
– Ta, chyba Idziego-dziadziego.
– Dziadziego-dzidziego.
– To już są chyba przejawy jakiejś demencji, cofki w rozwoju.
– Kiedy on to w ogóle tłumaczył?
– Jedno i drugie w latach pięćdziesiątych.
– Ale XIX wieku, prawda…?
– Nie, XX wieku. A sam był koło czterdziestki.
– Ciekawe, jak mówił o Marii Antoninie…
– Marysia Tosia?
– Mosia Tosia?
– Misia Pisia?
– Mmmu mmmu, pi piii!!!
– O, to jest ta jej tajemnicza siostra, której nie lubi?
– Ona nie ma siostry.
– Aaa, to ta druga ma. Ale nie siostrę, tylko córkę.
– Ona ma dwie.
– Ale jedną lubi, a drugiej nie lubi?
– Ale obie nie lubią jej.
– Zamówiłem coś do jedzenia.
– Aha…
– Nie bój się, nie jest to pizza.
– O! To może hinduskie?
– Też nie. Kompromis polega na tym, żeby nikt nie był zadowolony.
– No to wreszcie co zamówiłeś?
– Wiesz co, kurzy poślad!
– A czekaj, coś dzisiaj czytałem o kurach. Przeglądałem zeszłoroczne papiery, bo coś mi się zawieruszyło, i trafiłem na jakieś pismo urzędowe, coś z kurami, co to było…
– Z kurami? Co, teraz kury wam coś nabroiły? Ja rozumiem, że jest problem z krowimi plackami, ale żeby zaraz kury…
– A nie, inaczej. To był pismo, pod którym podpisała się pani Poślad!
– Nie widzą, że ona ma napad drgawkowy? Mogliby jej coś dać, lorafen czy co tam.
– Laremid.
– Albo laxigen.
– I to pomoże na drgawki?
– Nnnie… Ale uczyni je bardziej spektakularnymi.
– Dmuchnij w butelkę. Co masz?
– Dominantę.
– A ja subdominantę.
– Czegóż więcej chcieć!
– A wiesz, skąd pochodzi nazwa Poczdamu?
– Nie wiem. Skąd?
– Chodzi o poselstwo dam do Fryderyka II, czyli poczet dam. Stąd Poczdam.
– Naprawdę?
– Nie.
– Ej, popatrz. Fajne ma włosy pod pachami.
– Ta ma fajną dupę. Bo to, co mógłbyś wziąć za cycki, to dupa. Cycki są po bokach.
– Gdzie?
– No, tu.
– A, to te, co wyglądają jak oczy…
– Skoro dziś jest Dzień Jedności Niemiec, to może by się wreszcie zjednoczyć z jakimś atrakcyjnym Niemcem…?
– Hm… Zjednoczenie to jest jak jeden Niemiec z drugim. Jak Niemiec z Polakiem, to jest pojednanie.
– Mówią o niej, że nimfomanka.
– To pojęcie względne. Od ilu zaczyna się nimfomanka?
– Od kilku?
– W tygodniu…?
– Nie, w ciągu koncertu. Dla dzieci.
– Co to? „Mówię tak” – Kozi Drak?
– To nie ta piosenka…
– Aaa! To jest „Szklanka wody na pustyni, gdy przestaniesz brać”!
– Ja kiedyś dostałam gratis w aptece* gigantyczne majciochy z poliestru. Przynajmniej damskie były.
– Może one były jakies specjalne, że ortopedyczne albo przeciwzakrzepowe, czy przeciwjakieśtam, tylko ty ich nie doceniłaś?
– Chyba antykoncepcyjne były. Taki poliestrowy pas cnoty.