– Au, boli. Mam tu ranę.
– Jam ran twoich całować niegodzien.
– To nie całuj, tylko sobie oglądaj.
– A co tu masz takie? Przypalał cię ktoś papierosem?
– Niech pomyślę… Nie, pokąsał mnie komar i się drapałem.
– P o k ą s a ł cię komar? Brzmi to, jakbyś powiedział „zakłółam się tarnem”.
– Co tu masz za bliznę nad okiem?
– Kolega mi kiedyś wbił kijek od nart. Dwa centymetry niżej i by było.
– Nie było, oka, tak. A za co aż tak?
– Bo przezywałem jego siostrę.
– Jak przezywałeś?
-„Ula Cebula”.
– Uuu, i tak się wkurzył? U Mmm w podstawówce gorzej przezywali ludzi. Na przykład za jedną dziewczyną wołali: „Z przodu ściana, z tyłu ściana, Aśka* krzywe ma kolana”. A za inną jeszcze gorzej, niestety: „Hela Ropela*, pół kurwy, pół cwela”.
——————————————————————————-
*Imiona i nazwisko zmienione.
Stłukłem kubek, mój ulubiony, kupiony z Mmm tuzin lat temu, zanim jeszcze zamieszkaliśmy razem, wyłowiony za psie pieniądze na przecenie, na wagę. Ciepłobrązowy, pojemny, smukły, proporcjonalny, z białym gładkim wnętrzem wywijającym się ku krawędzi. Włosi brzeg naczynia nazywają labbri – usta, tak samo jak brzeg rany.
W podobny sposób rozbiłem niedawno bardzo ładny dzbanuszek do mleka ze sklepu wszystko za pięć złotych. Jeden i drugi spadł na podłogę przy odstawianiu po umyciu na suszarkę. Przeceniona równowaga, środek ciężkości nie tam, gdzie trzeba, trochę mokro, ślisko. I leci.
Kubek spada, patrzę przez chwilę, jakbym zastanawiał się, czy nie powinienem zlekceważyć, przełknąć, wyjść, zostawić, ale – nie wzdychając chyba – przyklękam, żeby pozbierać skorupy. Są duże, mają bardzo ostre krawędzie. Minę muszę mieć niepewną; przykucnięty, ociągam się z sięgnięciem po kawałki. Nie jest mi smutno, nie jestem zły. Jestem co najwyżej zdziwiony.
– Coś pękło?
Patrzę na niego trochę nieprzytomnie, trzymając w rękach kawałki potłuczonego naczynia, i nagle dociera do mnie, że powinienem i, co ważniejsze, mogę odpowiedzieć:
– Nie, złożyło się.
– Ej, a wiesz, ze w BUW-ie jest już mniej restrykcyjnie? Można wejść z plecakiem (!), rzecz jeszcze parę lat temu… chyba nawet rok temu, nie do pomyślenia. I przy wejściu nie robią już wziernikowania odbytu!