– Gdyby on się dzisiaj rano zjawił, to byłbym w nastroju go do bicia.
– Godobicie!
– Gdyby on się dzisiaj rano zjawił, to byłbym w nastroju go do bicia.
– Godobicie!
– „Tu kopuluj teraz”!
– Nie zabrzmiało to zbyt romantycznie.
– Nie miałem dzisiaj romantycznego dnia.
– Ja też nie.
– Miałem za to romantyczne rano.
– To był poranny wzwód, a nie romantyczne rano.
– Nie zabija się pająka.
– Ja nie zabijam.
– To zła wróżba.
– Bywają różne wróżby. Jak we francuskim powiedzeniu o spotykaniu pająka: matin – chagrin, midi – plaisir, soir – espoir: rano pająk wróży smutek, w południe – przyjemność, a wieczorem – nadzieję.
– Tak czy siak przegrywasz.
To prawdziwa antropologia poranka. Tak to się wszystko zaczyna. Z dokładnym rozpisaniem na kiedyś i dziś. Czas przeszły był jak betonowe koryto, którym płynęło się sprawnie w nowy dzień. Był jak ekscytujące oczekiwanie na nowe, nieznane, lecz z pewnością udane. Czas teraźniejszy: rano wszystkie myśli są czarne. Porozłażone w różne strony, nie do okiełznania. Zegar swoje, my swoje. Powtarzalność czynności sprawia, że jeszcze bardziej nie panujemy nad rytuałem mycia zębów czy smarowania kanapki masłem.
[Sylwia Chutnik, felieton w „Polityce” (2869), do przeczytania tutaj]