Archives for posts with tag: romans

– Słowo „koniugacja” pochodzi od łacińskiego określenia związku, przyjaźni, małżeństwa; „deklinacja” – od schyłku, skrętu, odejścia, odbicia. Ech, ta gramatyka.

– Też mnie to zastanawiało. W węgierskim jest jedno słowo dla obu czynności – ragoz, dosłownie:  końcówkować.

– Jak doskonale łączy to ideę zbliżenia i następującego po nim oddalenia: wykońcówkować się, i tyle!

 

 

Письма письма лично на почту ношу
Словно я роман с продолженьем пишу
Знаю знаю точно где мой адресат
В доме где резной палисад

Где же моя темноглазая где
В Вологде где где где
В доме где резной палисад

Шлю я шлю я ей за пакетом пакет
Только только нет мне ни слова в ответ
Значит значит надо иметь ей в виду
Сам я за ответом приду

Что б ни случилось я к милой приду
В Вологду гду гду гду
Сам я за ответом приду

Вижу вижу алые кисти рябин
Вижу вижу дом её номер один
Вижу вижу сад со скамьёй у ворот
Город где судьба меня ждёт

Вот потому-то мила мне всегда
Вологда гда гда гда
Город где судьба меня ждёт
Где же моя темноглазая где
В Вологде где где где

– Kto to dzwonił do drzwi?

– A co, obudził cię?

– W sumie nie spałem, czytałem.

– A, to dobrze. Jakiś chłopak.

– Czego chciał?

– Nie aż tak interesujący, żebym chciał z nim dłużej gadać.

– Aha. A jak wyglądał?

– Chciał mnie o coś tam pytać, ankieta jakaś.

– I powiedziałeś, że nie masz czasu.

– Tak. Że nie jestem zainteresowany.

– I co?

– A co miało być… Okej: i wtedy on odwrócił się, i odszedł. A gdy tak stąpał, oddalając się w blasku zachodzącego słońca, krzyknąłem za nim cichuteńko: „Kocham cię…!”.

 

 

 

Спускалась ночная прохлада,
Природа в затишье дремала.
В аллее заглохшего сада
Я друга к себе поджидала.

Мы долго бродили по саду,
Смеялись, болтали, шутили.
И нам навевало отраду,
Когда мы друг друга любили.

Деревья от бури дрожали,
С рассветом заря занималась.
Мы холодно руки пожали
И молча навеки расстались.

– On nawet nie jest w stanie wyartykułować „pożądaj za mną”.

– Czego?

– Podążaj za mną!

*

– Z kim jesteś?

– Z tamtym. Dziś poznałem, jutro nie poznam.

*

– Tam kolesie są lepszej jakości.

– Może i są… A może z nimi jest jak z librettami zagranicznych oper: więcej się wybacza tekstowi w obcym języku.

– Ojej, strasznie zadarty ten paznokieć!

– Ale był unieruchomiony i już nie boli.

– Wygląda strasznie.

– Tylko wygląda.

– Ale nie tak strasznie, jak mój nowy romans.

– Ale ja swój zakleję…

– Ja swój też… Najchętniej srebrną taśmą!

 

 

– To ty ją znasz.

– No jasne! Mieliśmy romans nawet.

– Jak to?!

– Byliśmy zakochani w tym samym chłopaku.

– Ona nie wie, że ty wiesz, ani tego, że ty też.

– Tamten fajny.

– A nie wiem, nie przyjrzałem się.

– Ja też nie widziałem awersu.

– Bywają takie znajomości, że widzi się głównie rewers.

– Bywają i takie.

– Nie jestem ich wielkim fanem.

– Ja też nie. One są takie… Jednostronne.

Siedzimy z Bartożem przy barze, rozmawiamy sobie niezobowiązująco. Kilka kroków dalej dwóch młodych ładnych kolesi raczy się tabaką. Zerkamy na nich z pewnym zainteresowaniem. Po jakimś czasie jeden z nich podchodzi do Bartoża i proponuje mu macha. Bartoż nie wie, jak należy nasypać tabakę na dłoń, żeby efektywnie wciągnąć. Chłopak ujmuje jego dłoń swoją dłonią i przed dobrą chwilę układa ją właściwie. Posypuje tabakę. Bartoż wciąga.

Chłopak: I co, czujesz miętę?

Bartoż: Czuję miętę…

%d blogerów lubi to: