Archives for posts with tag: rozczarowanie

– Wielkie nazwisko, autorytet, wybitny autor, latami tak sądziłem. A tu błąd na błędzie, i całość się nie trzyma kupy.

– Cóż, i Homer skiśnie.

 

– Znajomy dość wiekowy naukowiec z Zachodu adoptował razem ze swoim partnerem chłopca z Rumunii. Chłopiec się dobrze zapowiadał, zdolny był, grał na skrzypcach. Chcieli umożliwić mu rozwój i dobry start w życie. Ale okazało się, że jest mniej lotny i zdeterminowany, niż się spodziewali. Mimo trzydziestu lat na karku wciąż z nimi mieszka i ani myśli się rozwijać. Więc jakiś czas temu jeden z nich bierze mnie na stronę i mówi: You know, he’s such a disappointment!

– No, to stworzyli prawdziwą rodzinę!

 

 

400px-deceptive_cadence_in_c

– Nowa lewica: czas start!

– Chyba czas Sartre.

– Zawsze najpierw są wichry namiętności.

– A potem ewentualnie wiatry namiętności.

Droga do sklepu po przepracowanej nocy specjalnie po sok pomidorowy na bezalkoholową krwawą Mary, na którą mam ochotę przewyższającą zmęczenie – 7 minut

Trzy kartony soku pomidorowego – 12,45zł

Doprawiony tabasco, cytryną i pieprzem kubek soku, który okazuje się grejpfrutowy (wszystkie trzy kartony) – bezcenny

 

 

– Kurczę, ja wziąłem tylko garść tych cukierków na drogę…

– Nie martw sie, jest jeszcze czekolada, są kanapki.

– O, a gdzie są kanapki?

– W planie.

– Ostatnie filmy Woody’ego Allena kojarzą mi się z kuchnią zastawioną buteleczkami z gałązkami rozmarynu zatopionymi w oliwie, pełną wieńców czosnku i sznurów papryczek, i słoiczków z cennymi przyprawami. Tyle że kucharz niespecjalnie sięga po wszystkie te dodatki, a produkty podstawowe ma z taniego supermarketu, więc chociaż sztafaż jest imponujący, jedzenie wychodzi mdłe.

– Mówię wam, drugi raz takiego Rachmaninowa nie usłyszymy.

– To optymizm czy pesymizm?

– Racjonalizm.

– To chyba różne porządki.

– Naprawdę, uwierzcie mi.

– „Uwierzcie”? To ja już pozostanę przy tym racjonalizmie.

– I czar prysł.

– Byle nie w oko.

– No ale chyba skończy się na tym Ryanie, bo jednak są połowę tańsi …kurwa! Ja tak lubię sobie latać, tak jakby to nadal był przywilej … Tanie linie, jasna cholera! Świat się kończy! Rozdarte bachory, ciasne, brzydkie lotniska, fuuuj.

– Ślicznie się złościsz! Zrobiłeś takiego knura*, tylko o lataniu, nie brudzie w mieszkaniu.

– Tanie linie, cały Białystok będzie leciał, cała ta pseudoszlachta zaściankowa, z ambicjami i pretensjami do całego świata, do Brukseli, okropne; te kłótliwe baby, wypindżone laski z niewychowanymi bachorami, które będą darły gumiory, bo chcą soczek, a mama im nie kupi, bo to 4 euro kosztuje; nigdzie nie lecę.

– Ej, bez defetyzmu mi tu.

– Nie dają małpek, ani niczego, nawet suchej buły jak w Locie albo w Lufthansie (nie sądziłem, ze kiedykolwiek mi będzie tego brakowało). Ubiorę się w kaftan … tak dla bezpieczeństwa, zatkam uszy, zawiążę oczy, a ty będziesz moim przewodnikiem. No i jakoś to zniosę. Chodzi mi o to, żeby przybrać taką przetrwalnikową formę…

————————————————————————–

* To i tytuł postu: por. hasło knur w słowniczku.

– Skądś to znam. Widziałem to, tylko jakby w odbiciu lustrzanym…

– Wiem, o czym mówisz.

– Wiem, że wiesz.

– Miłość jest taka chiralna.

– Mam przyjemniejsze życie własne niż seks z byle kim. Jak będę bardzo chciał, pooglądam sobie pornosy. To skądinąd też nudne, ale przynajmniej wiadomo, że to nieprawda od samego początku.

Ale to chyba jak ze wszystkim, nawet jak osiągniesz, okazuje się, że to nie to, co chciałeś osiągnąć.

Tak. Tak właśnie jest. Chyba. Jak osiągnę więcej, dam pełniejszy opis rozczarowania.

A na cieslakovitzu komplet przedpotopowych odcinków „Doodle Girl”.

Sama jesteś przedpotopowa! One są, powiedzmy, z zeszłego sezonu. Z sezonu naszej młodości.

– Co cię wyniosło aż do Szwajcarii?

– Życie! Ale będe w Wawie za tydzień.

– Czyżbyś chciał się spotkać?

– Czemu nie, ale po co?

De gustibus non est disputandum… Rozumiesz to w ogóle?

Certe, si vis, latine loqui possumus…

Pff, a myślałem, że jesteś inteligentny.

Romantyczny jesteś. Ja chyba też. Ale życie mi zweryfikowało pewne sprawy.

Mi już to zostanie, za długo to trwa i za bardzo jest ze mną zrośnione.

Dobrze ci tak.

Vrublini: Ukradłem kiedyś książkę.

Mrówkodzik [z aprobatą]: Ukradłeś?

Vrublini: Poniekąd…

Mrówkodzik [z rozczarowaniem]: To znaczy, nie ukradłeś.

Vrublini: Skłamałem, że ją odesłałem [właścicielowi].

Mrówkodzik [tonem pochwały]: To jednak ukradłeś.

%d blogerów lubi to: