– Słucham?
– Nic, przepraszam, mówiłem do siebie.
– A co takiego?
– Cecità morale.
– Kto to? Jakaś tancerka w stylu Carmen Mirandy?
– Cecità morale to ślepota moralna. Ale byłeś blisko.
– Słucham?
– Nic, przepraszam, mówiłem do siebie.
– A co takiego?
– Cecità morale.
– Kto to? Jakaś tancerka w stylu Carmen Mirandy?
– Cecità morale to ślepota moralna. Ale byłeś blisko.
– Jedź do Berlina, może jeszcze zdążysz obejrzeć cały dyptyk Fouqueta.
– Uważaj, to się może przerodzić w duptyk…
– Albo tryptyk.
– Byle nie tryper.
– I truptyk!
– Nie powiem, też kiedyś myślałem, żeby trochę podragować, ale może i na szczęście, tylko myślałem. A teraz widzę, że to jakieś wręcz modne się zrobiło, taki must do w życiu geja. Ostatnio wiekowe panie się za to zabierają, często nie radzące sobie w życiu, jakby chciały naprawdę wszystkiego w tym życiu doświadczyć. Niestety, na końcu… tylko widzów żal…
– A ja tam nie lubię zbyt udanych drag queenów…
– Też prawda, bo wtedy nie ma się z czego pośmiać, jest tylko sam ideał.
– A to co?
– Gin.
– Czemu akurat gin?
– Żeby przyszły dobre duchy.
– Od ginu? Jakie?
– No, dżiny!
– Aaa, chcesz, żeby ci poszedł dym z lampy!
– Wiesz, jak to u mnie jest. Co wakacje to rozstanie.
– I pewnie co rozstanie to wakacje?
Syt żołędzi, dzik* wraca, las daje jeżyny,
Jesień strąca owocu różność, zaś wyżyny
Na skałach gron dojrzałość mnożą w pełnym skwarze.
Wówczas to przy twych wargach w krąg dziecięce twarze
Pieszczot proszą; dom czysty uczciwości strzeże,
Mlekiem ciężkie wymiona krów; gdzie trawy świeże,
Walcząc z sobą, rożkami bodą się koźlęta.
Przy ognisku ołtarza, w trawie leżąc w święta,
Gdy druhy wieńczą misę, Dionizosa tłocznie
Czcisz libacją lub w igrach z owczarzem nie spoczniesz,
Aż chybki oszczep w locie korę wiązów zetrze,
To znów ciało hartowne obnażysz w palestrze.
[Wergiliusz, Georgiki, II, 521-532, przeł. A. L. Czerny]
———————————————————–
* Oryg. „wieprz” [udoskonalenie mrówkodzika].
– Tam jest chyba sauna, ale nie wiem gdzie, bo nigdy nie byłem.
– W centrum, niedaleko…
– Na Grzybowej?
– Grzybowskiej.
– A, no tak. Grzybowa jest w jacuzzi.
– Będziecie robić odnowienie przysięgi małżeńskiej?
– Tak, może w tym domu weselnym niedaleko?
– A na dole tego domu urządzimy darkrum!
– Taki ze wstępem tylko dla mężczyzn?
– Ależ skąd, poprawny politycznie, koedukacyjny.
– Eee, to nie darkrum, tylko burdel.
Słuchamy Fidelia, opery o kobiecie, która przebiera się za mężczyznę, żeby uwolnić swojego niesłusznie uwięzionego męża. Muzyka jest bardzo podniosła. Rabbio mówi z uznaniem:
– I zobacz, czego może dokonać kobieta…! W męskim przebraniu.
Kobieta w spodniach dokonuje, czego miała dokonać, a Rabbio podsumowuje z satysfakcją:
– No, i już uwolniła wszystkich więźniów politycznych.
– Uwolniła. A w drugiej, zaginionej części tej opery pt. Infidelio, ci uwolnieni więźniowie będą jej dziękować…
– Widzisz, tamte zakonnice mają inne wdzianka. Ta przed nami ma beżową górę, a tamte mają niebieskie.
– Ta nasza beżowa to jakaś ich masterka chyba.
– No, taką ma minę. Patrz, tam jest jeszcze jedna.
– Taka sama jak ta nasza, ich są dwa rodzaje.
– Trzy, tamta ma brązową obwódkę na czepcu.
– Obosz, one nie znają umiaru!
– Właśnie mnie naszła ponura ochota, żeby się oddać bezmyślnej rozpuście.
– Często bywasz w tej świątyni rozpusty?
– Świątyni rozpusty? Rozpusta jest w głowie, cała reszta to tylko okoliczności.