Archives for posts with tag: rzeźba

– Patrz, nawet ładnie go wyrzeźbiła! A kto by podejrzewał panią o aparycji dmuchanej lali o tego typu zdolności.

– Nie oceniaj po okładzinie! To proste, że się na tym zna. Przecież siebie samą wyrzeźbiła!

– I namalowała. Wiem nawet dokładnie, co to za technika: silikon na desce.

 

 

– Dzisiaj napisałem do niego z pytanie, czy wziął filety.

– Filety?

– Filety na koncert.

– No, myślę, że można starym zwyczajem mafiosów podrzucić jakiemuś złemu dyrygentowi rybę w gazecie…

 

a

– To jest brzydko zrobione, będziesz musiał to popoprawiać.

– Spoko, ważne, żeby coś było. Żeby rzeźbić, trzeba mieć…

– Gówno.

– Chciałem powiedzieć „bryłę marmuru” albo „blok drewna”, ale…

– No, to będzie gówno. Postaram się, żeby było nie za rzadkie, żeby się dało rzeźbić.

Oglądamy rzeźbę Douwermana. Maryja z dzieciątkiem. Rabbio podziwia jej opięte obfitości i mówi z satysfakcją, wskazując pogardliwie na anemiczne średniowieczne madonny obok:

– Ha, widać, że ta to urodziła to dziecko, a nie kupiła!

Chambord

Na obozie jogi w Murzasichlu siedziałam sobie przed ośrodkiem obozowym naszym z koleżanką. Przed nami góry i pochyła polana zimą służąca za stok narciarski. Na tej polanie były dwie mechaniczne budy, dwie stacje, które zimą zamieniały się w wyciąg dla narciarzy. Były chyba zrobione przez właściciela – dynamiczna konstrukcja zespawanych blach i przypominało mi to rzeźby Władysława Hasiora. I mówię do koleżanki:

– Zobacz jaki Hasior!

– Aha, faktycznie… – a po chwili refleksji zapytała – hasior to samiec świni?

 

[dziękuję Futurosiołowi za tę historię, pierwopomieszczoną w komentarzu pod wpisem pudiatria; por. też hasior w słowniku jesieni fetyszysty]

Wchodzisz i mijasz jakieś rzeźby greckie, jacyś starożytni atleci i inne piękne męskie. Przy jednej stoi dwóch młodzieńców, pięknych jak ta figura. Jakieś 18 lat pewnie mają. Ubrani w jakiś garniturek bardzo granatowy, bardzo eleganccy, pewnie z jakiejś cholernie drogiej szkoły. Jeden rudy i piegowaty, taki jak lubisz, śliczny. Drugi jakiś Pakistańczyk chyba, śliczny jak w Mojej pięknej pralni (albo jeszcze ładniejszy). Stoją, oglądają, przyglądają się każdemu szczegółowi anatomii tej rzeźby, chodzą dokoła, znowu oglądają, komentują, na koniec łapią się za rączki i idą dalej.

[znajomy o wizycie w British Museum]

Jeden z moich ulubionych nagrobków z Powązek.

Ufundowany przez kolegów zmarłemu pracownikowi warszawskiej przedsiębiorstwa tramwajowego.

[Zdjęcie zrobione w zeszłym roku. A może dwa lata temu?A może trzy?]

 

 

 

%d blogerów lubi to: