Archives for posts with tag: Rzym

– Powiedz ty mi, jakiej płci jest ta młoda osoba przy sąsiednim stoliku?

– Nie mam pojęcia.

– Oni chyba mówią po szwedzku.

– Aaa, o znaczy, że ta osoba nie ma płci i nie będzie miała, dopóki nie stanie się pełnoletnia i nie zdecyduje.

– Wygląda na to, że w weekendowe wieczory na Piazza Cavour gromadzi się sporo rzymskich chłopców w wieku gimnazjalnym.

– Watykan rzut kamieniem. Pewnie purpuraci mają tu centrum stomatologiczne.

– Jak to?

– No, w sensie, że przychodzą tu wyrywać mleczaki.

 

– Stój, czerwone.

– Ile jeszcze będzie czerwone?

– Skąd mam wiedzieć. Spieszy ci się?

– Idziemy, piesi zadecydowali, że będzie zielone. To się nazywa demokracja.

– Nie, to się nazywa bydło. Ale skoro do niego dołączyliśmy, to niech będzie, że demokracja.

– Jaki to jest rozmiar fortepianu? Wydaje się strasznie wielki. Chyba nie jest to 308?

– Nie, raczej 278.

– I ty to widzisz z tej odległości?!

– No jasne! Przecież 30 centymetrów to z daleka widać!

 

 

– Wiesz, kim będę w przyszłym życiu? Gejem w Rzymie!

– Ależeś wymyśliła. Skoro tak, to może włącz sobie hinduizm do systemu wierzeń? To ci ułatwi.

– Nie, to inaczej działa. My, Żydzi, nie mamy życia po śmierci, więc siłą rzeczy musimy sobie coś zaplanować.

 

 

– Dziwne, straż pożarna jedzie bez syreny ani świateł, za to przed nią popyla radiowóz z włączoną sygnalizacją.

– To już wreszcie wiemy, po co im tyle służb: polizia di stato służy obwożeniu koguta, a carabinieri jest od zawodzenia syreną.

Polizia municipale wiezie wiadro z wodą.

Polizia provinciale drabinę.

– Połowę drabiny. Druga połowę wiezie wojsko w tych czerwonych czapeczkach z kutasikami.

– Ale jak oni trzymają tę drabinę, skoro każdy z nich nosi na ramieniu karabin maszynowy?

– Nie trzymają, bo zapomnieli zabrać. Pewnie liczą na to, że rozwalą pożar komórkami, z którymi prawie się nie rozstają.

– Aha! Zrobienie zdjęcia odbierze płomieniowi duszę i ogień zgaśnie!

– Tak, albo zduszą go dwutlenkiem węgla wydychanym przez siebie podczas napierdalania bez przerwy przez telefon.

– Popatrz, w ministerstwie przy via Nazionale się świeci. W środku nocy!

– Pewnie pracownicy wysiadują tam miliony nadgodzin, bo nie ustają w próbach ustalenia, po co w zasadzie tylu jest ich tam zatrudnionych.

– Co to za nazwa dla kościoła – Santa Maria della Strada. Kościół pod wezwaniem Maryi Panny Ulicznicy?

– Tak jest, ulicznica zawsze dziewica, bo za dodatkową opłatą wsunie sobie plasterek prosciutto.

– Tu jest chyba jeden z najlepszych hoteli w Rzymie.

– A jak się nazywa?

– Eklezjor!

– I jak się bawiłaś z dziewczynami w sobotę?

– A daj sposób, zaczynałam imprezowanie ze zgrabną focaccią, a wyszłam z rozgotowaną lasagną.

– A czego ty tu sobie słuchasz?

– Samo mi się włączyło na jutjubie. Bartoli śpiewa „Lascia ch’io pianga”, tyle że z innym tekstem.

– Bo to ma alternatywne słowa, z innej opery.

– Ach, rozumiem, aria walizkowa.

– Tak. „Lascia la spina”.

– Czyli jakby „porzuć cierń”. Albo kręgosłup.

– No chyba kręgosłup.

– Jak to kręgosłup? Moralny ma porzucić?

– A bo ja wiem. Może spina w cyrku.

– Spina w cyrku? To jak występujący mają tremę przed pokazem?

– Nie, ściana.

– Ściana to jest rozmowa z tobą. Jaka znowu ściana?

– W rzymskim cyrku, na wyścigach. Taka między torami najeżona.

– Coś powątpiewam, żeby w tej arii chodziło o porzucenie najeżonej ściany. Zerknę na tekst… No właśnie. „Lascia la spina, cogli la rosa”.

– Coli!

Cogli, tak.

– Escherichia?

– Tak, bakteryjne zapalenie rdzenia!

– Ilu ich tam siedzi w głębi sali?

– Będzie z tuzin.

– No to zrób minę pełną rewerencji, bólu i powagi.

– A niby czemu?

– Dwunastu Włochów przy stole w knajpie i nie pękają ci bębenki? To musi być stypa!

 

 

– Posłuchaj sam. Mieszkańcy Rzymu kwaczą, w Neapolu kraczą…

– …A tu, w Mediolanie jakby gęgają.

– Ha, i wiem już, dlaczego oni tak chętnie używają klaksonu – bo im przypomina głos mammy!

gnothi moz gnothi toaleta

– Święta Prakseda… Święta Pudencjana… Brzmi tak jakoś… Pośladkowo.

– Ha! Okej, to moja będzie Prakseda, a twoja Pudencjana.

– Super, brzmi bogobojnie, lecz seksownie. A gdzie w sumie jest ta Pudencjana?

– No tu wystaje jej tył wielki.

– Oj, nie bądź dla siebie taki surowy.

– Łoho, ale tu mają kanapy! Co za rokokoko… Jak dla dżentel… Dżentel… lejdis.

– Albo lejdimenów.

Rzymska skrzynka pocztowa

 

Proszę unikać tej skrzynki,
radzili mi znający miasto:

nie wiadomo, kiedy ją opróżnią.
Może za osiem tygodni?
Może dopiero
w przyszłym roku?

Nabrałem więc wielkiej sympatii
do tej zakurzonej skrzynki.

Pisałem pilniej niż kiedykolwiek
i nigdy nie używałem innej.

 

[Rainer Malkowski, przeł. Andrzej Kopacki,
więcej wierszy Malkowskiego w „LnŚ” 5-6/2014]

– Jakbym był papieżem, tobym przybrał imię… Telesfor!

– Telesfor II Smok?

– Tak. Albo Adeodat.

– To może Kiszkopław?

– Żaden Kiszkopław. Anaklet?

– Możesz też mieć podwójne imię. Anaklet Adeodat…?

– Na przykład. Albo lepiej Hadrian Zefiryn.

– Ale ty nie masz być naczelną burdelmamą cechu kurew rzymskich, tylko papieżem!

– No, to Hadrian Zefiryn.

– Jaki to kościół?

– Santa Maria degli Angeli.

– A myślałem, że della Croce.

– Croce jest niżej.

%d blogerów lubi to: