– Uwaga na stopień!
– Na sto pień?
– Te schody prowadzą na karaoke, więc w sumie też.
– Uwaga na stopień!
– Na sto pień?
– Te schody prowadzą na karaoke, więc w sumie też.
– Z tą złamaną nogą mieszkałem u mojego byłego, bo miałem wannę i schody.
– I to było ci na rękę?!
– No tak, bo on miał windę i prysznic.
– Wiem!
– Co?
– Co mi nie grało, jak się dziś spotkaliśmy.
– No?
– Przez to, że stałeś niżej na schodach, twoja głowa była po raz pierwszy poniżej mojej.
– Ha, całe życie na kolanach!
– Mmm miał w liceum takiego młodszego kolegę, blondyna, który się na niego strasznie gapił, aż kiedyś wreszcie spadł ze schodów z tego zagapienia. I mmm razem ze swoim kumplem ukuli termin „blondyzować” – czyli wpatrywać się zalotnie i z nadzieją.
– Ech, blondyzować. Też bym tak chciał.
– Żeby cię ktoś blondyzował?
– Tak. Częściej.
Wczoraj miałem obie windy zepsute. Schodzę z tego mojego szesnastego piętra, przede mną idzie sąsiadka, mniej więcej w moim wieku. Schodzimy sobie razem. Zagaduję:
– Odkąd tu mieszkam, obie windy nie były nigdy zepsute. Jedna jakiś czas temu, jak się coś przypaliło w szybie.
– Ja mieszkam dłużej i już się raz zdarzyło, że obie.
– Schodzić nie problem.
– Też problem, ale wchodzić to dopiero.
– I to jeszcze w sobotni wieczór. Jak to powiedzieć komuś poznanemu, dajmy na to, w klubie? O piątej rano. „Hej, fajny jesteś, może pójdziemy do mnie? Masz ochotę powspinać się na szesnaste piętro?”
– Można pocieszyć, że nie na dwudzieste trzecie.
– Albo skłamać, że na dziewiąte. Zresztą, to w sumie dobry test kondycyjny.
– Ale tak się namęczyć dla jednego razu?
– Może jak już się tak namęczy, wespnie taki kawał, to zostanie na dłużej…