– Słowa są piękne, gdy nie są słuszne.
– A zgrabne sentencje rzadko są trafne.
– Słowa są piękne, gdy nie są słuszne.
– A zgrabne sentencje rzadko są trafne.
– Umarł, i dajmy spokój. De mortuis nihil, nisi bene.
– Wręcz przeciwnie: de mortuis nimis, nisi boni.
– As Slavoj Žižek says, „love is what makes sex more than masturbation. If there is no love even if you are really with a partner you masturbate with a partner”.
– Whereas ultimate love is when you masturbate with Slavoj Žižek.
– Przyśniło mi się dzisiaj autorskie tłumaczenie maksymy La Rochefoucaulda: La gravité est un mystère du corps, inventé pour cacher les défauts de l’esprit, co Boy przełożył: „Powaga jest obrządkiem ciała wymyślonym dla pokrycia braków ducha”. A u mnie we śnie było: „Grawitacja to misterny korpus zaproszony dla pokrycia niedostatku spirytusu”. Była też wersja z ciążą zamiast grawitacji.
– Trafiłem dziś na ten wpis o Abbadzie i Agacie Zubel sprzed roku.
– I co pomyślałeś?
– A pomyślałem, żebyś wiedział. Że vita brevis, ars też brevis, occasio deceps, experimentum odiosum, a iudicium imbecile.
– Wiesz, jak to się mówi: De gustibus non omnis moriar.
– Przecież jest zasada in dubio pro reo.
– Ta, w tym kraju to raczej in rubio pro Deo.
– Dobry seks to taki, po którym byłbyś gotów zamordować partnera za ujawnienie szczegółów.
– Fugit ślora.
– Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być jeszcze gorzej.
– Jeśli myślisz, że miłość chowa się za rogiem, masz rację, bo nawet ona stara się ciebie unikać.
– Co tak wąchasz? Śmierdzi coś?
– Z dupy śmierdzi, jak ktoś pierdzi.
– Znakomita recenzja tej jego nowej książki.
– E tam, on jest bardziej kunsztowny.
– Ale! Zobacz, jest 4+4, rymuje się, co byś jeszcze chciał?
– Żeby nie śmierdziało.
– „Śpij, dzieciątko, śpij, bo złapię za kij, pójdziesz tam, gdzie rośnie pieprz, bowiem buźkę masz jak wieprz…” – Nucę.
– To brzmi jak taka piosenka powstańcza, ale nie pamiętam tytułu… – wchodzi mi Rabbio we frazę.
– Szkoda, że mi przerwałeś, bo pewnie nie usłyszałeś końca.
– Usłyszałem! „Śpij, dzieciątko, śpij, bo jak nie to coś tam…”
– Widzisz, nie słuchałeś, tylko przerwałeś i zniszczyłeś mi puentę.
– Nieprawda!
– Prawda. Ale pamiętaj, kto komu przerywa, ten temu też przerywa… – mówię, starając się brzmieć groźnie i sentencjonalnie.
– Ojojojoj, ojojojoj! – wyzłośliwia się.
– Wygląda na to, że właśnie osiągnąłeś szczyt elokwencji i ja cię z tego dna podnosić nie będę.
Dziewczyna za mną rozmawia przez telefon w kolejce do kasy w supermarkecie:
– …Z każdym dniem człowiek bliżej niż dalej śmierci…
Jestem w swoim liceum, które jednak ma parter mojej podstawówki. Na niskim parterze urzęduje lekarz, mój lekarz rodzinny, od którego biorę jakieś leki dla niepoznaki zasypane karmą dla królika, tabletki pod ziarenkami. Idę na górę, śpieszę się na zajęcia. Jest 11:30, nie wiem, jaką mam teraz lekcję i gdzie. Zaczynam przeglądać wszystkie sale po kolei. Trafiam do kuchni, na oko w stylu międzywojnia. Kuchnia węglowa, miednice, maselnice, młoda rumiana kucharka wywija w powietrzu ciastem na makaron. Zagajam uprzejmie:
– Nie wiedziałem, że panie tu robią domowy makaron, to bardzo fajnie.
A ona odpowiada sentencjonalnie, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie:
– A robimy, robimy. Chujem dupy z pizdy nie wyjesz!