– W Hali Mirowskiej na wejściu do spożywczego pryskają na ręce płynem dezynfekcyjnym.
– A potem w nie kichnij, obśliń i się podetrzyj. Wszyscy umrzemy.
– W Hali Mirowskiej na wejściu do spożywczego pryskają na ręce płynem dezynfekcyjnym.
– A potem w nie kichnij, obśliń i się podetrzyj. Wszyscy umrzemy.
– Całkiem ładne tu mają siedzonko na sprzedaż w tym dizajnerskim sklepie.
– Z lustrem siedzonko. Niezbyt praktyczne, zwłaszcza jeśli ma się zwierzęta.
– Żeby posiadać jakiekolwiek zwierzęta, ludzie, którzy tu kupują musieliby najpierw stwierdzić u siebie puls.
– Chciałbym żel: bezsmakowy, bezzapachowy, wydajny i tani.
– Proszę.
– Pięćdziesiąt dziewięć złotych za dwieście mililitrów?!
– Bo my mamy tylko profesjonalne żele.
– A nie, proszę pana, ja się jebię amatorsko.
Dziewczyna za mną rozmawia przez telefon w kolejce do kasy w supermarkecie:
– …Z każdym dniem człowiek bliżej niż dalej śmierci…
– Ty, jak się nazywał sklep tej twojej znajomej? „Wiatraki na niebie”? „Jaskinia przemocy”?
– „Las rąk”!
– W dobrych cenach mają tu te wina, a to denominazione di origine controllata.
– E garantita!
– Disprezzata!
– Sola, perduta, abbandonata!
– Casta diva!
– Cara sposa!
Idę do kasy z parą bardzo obiecujących butów, na których nie ma ceny. Nieco nieprzytomna kasjerka, młoda dziewczyna, bierze je ode mnie i sprawdza w komputerze. Okazuje się, że kosztują o wiele mniej, niż się spodziewałem, czemu bezzwłocznie daję wyraz:
– Wspaniale! Proszę zapakować.
– A to jakaś dobra firma?
– Moim zdaniem bardzo przyzwoita.
Kasjerka mierzy mnie wzrokiem (ze szczególnym uwzględnieniem mojego ubioru) i mówi nieśmiało, a może i zalotnie:
– Ja się na butach znam tak samo słabo jak na hip-hopie…
– Och, ja na butach o wiele lepiej! – odpowiadam żarliwie.
Mmm wchodzi do sklepu z herbatami i pyta:
– Dzień dobry. Czy mają państwo filiżanki z motywami solarno-lunarno-floralnymi?
Rozmowa dwóch kolesi przed sklepem nocnym na Zamienieckiej:
– Co bierzemy?
– Weź mentolaki.
– Dobra. Ale nie mam zajarek.