– Znajomy uczył kiedyś polskiego w belgijskiej szkole językowej. Raz na lekcji pojawiło się pojęcie skośnych oczu. Któryś uczeń pyta: „A co to takiego skośne oczy?”. Ów prowadzący zajęcia znajomy nie wiedział, jak im to wytłumaczyć, więc postanowił pokazać. Rozciągnął oczy palcami, podchodził do każdego ucznia po kolei i z akcentem stylizowanym na chiński piszczał: „Skośne oczi! Skośne oczi!”. A kiedy podszedł taki piszczący i rozciągnięty do jednej z uczennic, która okazała się  faktycznie Azjatką, wskazał tylko na nią klasie i z ogromną satysfakcją podsumował: „Eh voilà!”.