– Książki otwierające oczy są ważne i potrzebne. Ale skąd potem wziąć książkę, która pozwoli mi te oczy zamknąć?
– Ty jutro wstajesz koło dziewiątej, nie? Na którą nastawiasz budzik?
– Na ósmą czterdzieści dwie.
– Czemu akurat tak?
– Nie lubię pełnych godzin.
– Ale dlaczego właśnie ósma czterdzieści dwie?
– No bo osiem przez dwa to cztery, a cztery przez dwa to dwa.
– A gdyby to miała być dziewiąta, jakbyś to policzył?
– Tobym ustawił na dziewiątą siedemnaście.
– Czemu?
– Bo nie lubię, jak mi się powtarzają cyferki.
– Ale konkretnie dlaczego dziewiąta siedemnaście?
– Dziewięć plus jeden plus siedem daje siedemnaście, a cyfry siedemnastki sumują się do ósemki. Lubię, jak się sumuje do ósemki.
– A gdyby to była dziesiąta?
– To ustawiłbym na dziesiątą zero jeden.
– Ale tutaj się przecież powtarzają.
– Tak, ale to jest lustrzane, to co innego.
– Myślałem, że ten twój system jest bardziej przewidywalny, a on jest strasznie uznaniowy.
– To ma charakter estetyczny.
– Jak to?
– No, żeby nie było tak banalnie. Czynność wstawania o określonej godzinie jest na tyle dojmująco banalna, że upiększam przynajmniej to, na co mam wpływ.
– Idę spać.
– Spać jak zabity?
– Spać jak dziecko?
– Spać jak zabite dziecko.
– Wstawaj. Wstaaawaj. No wstań, bo ci oczy wygniją.
– Ja muszę zasypiać przy czymś włączonym, jakimś serialu, czy coś, bo to daje złudzenie, że nie jestem sam. Nigdy nie zasypiam po odcinku, zawsze w trakcie.
– Ja bym tak nie mógł.
– Czemu?
– Bo mnie elektryczność przeszkadza. Przed snem muszę powyłączać wszystko, powyciągać z kontaktu. I jak zegar tyka, dlatego nie mam zegarów i jak komórka mi padnie, to nie wiem, która jest godzina.
– Cześć. Co tam u ciebie? Ja wychodzę z grypy.
– Słabo zachorować, ale miło, kiedy da się wyjść. Ja się kładę. Ostatnio wstaję rano.
– Oo! Dobranoc zatem.
– No tak, kortyzol, mi każe/karze wstawać.
– Rozumiem. Subordynacja przez zaśnięcie.
– Niee, batem jest poranek. Sen jest fetyszem.
– To na którą się umawiamy?
– A nie wiem, muszę zerknąć. Ty tak wstajesz koło trzynastej?
– No niekoniecznie, jak mam pracę, uczucia i ogólnie stres, to wstaję wcześniej, spać nie mogę.
– No tak. Miłość i stres. Nic tylko wyłysieć.
– Wpadniesz do mnie do Marriotta?
– Nie, idę spać.
– Możesz spać u mnie.
– Wolę u siebie, niedaleko mam.
– To może zadzwonisz?
– Nie lubię rozmawiać przez telefon. Możemy co najwyżej zrobić sobie ze sznurka i dwóch kubeczków taki telefon między Marriottem a moim blokiem, to prędzej.
– To idziesz dzisiaj do mnie?
– Ale ja nie mam piżamki.
*
– I jak, dałeś mu spać bez piżamki?
– Dwóm.
– Ja muszę iść spać, padam już. Mogę iść do siebie, niedaleko mam przecież. Albo spać u ciebie.
– Nie, u mnie nie.
– Dlaczego?
– Bo nie masz piżamki.
– To, że mi się udało ledwie zdrzemnąć i spocić przez sen, to nie znaczy, że już jest rano.
– I’m très sleepy. Let’s hope I’ll get a better night’s sleep than last night when I slept next to a furry radiator!