– Bardzo fajnie się było zobaczyć i liczę na ruchłą powtórkę!
– Bardzo fajnie się było zobaczyć i liczę na ruchłą powtórkę!
– Nic tylko się ogarnąć i iść na umówione psotkanie.
– Ogarnąć, by ogary poszły w las! I wraz.
– Chyba – ogóry…?
– Widzi pan, wychodzi z pana konserwa!
– Nie… to ukiszone.
– Tak czy siak kwas!!!
– Mlecz leczny… Znaczy: lecz mleczny.
– Jak ten kwas mleczny, to i winny.
– Kto to dzwonił do drzwi?
– A co, obudził cię?
– W sumie nie spałem, czytałem.
– A, to dobrze. Jakiś chłopak.
– Czego chciał?
– Nie aż tak interesujący, żebym chciał z nim dłużej gadać.
– Aha. A jak wyglądał?
– Chciał mnie o coś tam pytać, ankieta jakaś.
– I powiedziałeś, że nie masz czasu.
– Tak. Że nie jestem zainteresowany.
– I co?
– A co miało być… Okej: i wtedy on odwrócił się, i odszedł. A gdy tak stąpał, oddalając się w blasku zachodzącego słońca, krzyknąłem za nim cichuteńko: „Kocham cię…!”.
– Gdyby na takim spotkaniu krzyknąć na „Panie profesorze!”, odwróciłoby się pół sali. A ciekawe, ilu by to zrobiło, gdyby krzyknąć: „Człowieku!”.
– A ta nasza rodzima lekarka-ściemniarka dietetyczka-piczka co tu robi?
– Ten w czarnych okularach?
– Tak.
– No co ty, ten jest przecież dużo ładniejszy.
– Ale tamten jakby był dużo ładniejszy, toby właśnie tak wyglądał.
– Co robisz? Nie pisz o wiośnie. Może byśmy gdzieś poszli kiedyś, dziś? Ja mam wolne godziny i obroty. Albo jutro. Pojutrze nie.
– O. U mnie się podziało. Jutro tak. 21? O wiośnie zapomniałem. Wszystko zapomniałem.
– Czemu nie. Ale bylebyś nie zapominał o wiośnie. A jako że jest godzina trzecia z minutami, a wiemy przecież, jakie to minuty, to niech mi wolno będzie powiedzieć, iż pragnąłbym.
– To zamieniamy pragnienia na twarze, bynajmniej nie w marynarkach.
– A co się podziało? Zapodziało czy podziało i nie działa? Lub właśnie działa?
– Opowiem, jak się zobaczymy. By burza nie zmiotła i ciebie, i mnie. Tymczasem jestem w międzyczasie. Między budynkami. Dzisiaj bym całował wszystkich. Dziwy to wszelakie.
– Kto to był?
– Ja jego nie znam. To był ten, co minął.
– A ty co, udajesz, że mnie nie poznajesz?
– To było tak niespodziewane spotkanie, że aż cię zignorowałem.
– Miło cię spotkać.
– Ciebie też. I ciebie.
– Będziemy się dzisiaj całować?
– To może ja się ulotnię. Czy nie.
– Gdzie byłeś, jak cię nie było?
– Och, gdzie mnie nie było!
– Byłeś gdzieś?
– Nie.
– Wiesz, kiedy zrozumiałem, że nic z tego nigdy nie będzie? Kiedy na dwóch kolejnych spotkaniach, w odległości pół roku, powiedział, że nie pamięta, jak mam na imię.
– Niemożliwe. Nie wierzę, żeby nie pamiętał.
– Nie wiem. To chyba możliwe, że będąc zakochanym, można zapomnieć imienia?
– Nie można. To znaczy ja to owszem, mógłbym być zakochany i zapomnieć imienia, ale nie on.
——————————————————————–
Ilustracja muzyczna w temacie imienia, coś ta Dama pikowa za mną chodzi:
– Wy się już przedtem widzieliście?
– Nie. Dopiero wczoraj miałem z nim ochotę… okazję się spotkać.
Idę ulicą Bracką ku Jerozolimskim, wczesne popołudnie. Widzę nadchodzącą z naprzeciwka Agathé w towarzystwie jakiejś koleżanki. Śpieszę się, więc podchodzę tylko na chwilę, żeby się przywitać. Agathé próbuje mnie wyminąć, ale ją skutecznie zaczepiam. Wymieniamy pozdrowienia i od razu bieżymy każde w swoją stroną.
Po kilku minutach dostaję w tramwaju smsa od niej:
Widziałam cię kątem sokolego oka. Mignął mi tylko mglisty zarys sylwetki. Dostrzegłam też szczecinę na twarzy. Myślałam, że jakiś żul się do mnie przypierdala i chce drobne:D
[sokole oko jest nawiązaniem do mątek pustynnych kątem plujących]
Po spotkaniu z autorem książki naukowej wyłożono w kuluarze księgę, do której uczestnicy spotkania mogli wpisywać swoje gratulacje i laudacje.
Pierwszy wpisał się zamaszyście pan z bardzo szacownej instytucji:
W imieniu instytucji takiej a takiej pragnę…
Inny, niejako idąc za ciosem, napisał więc od siebie:
W imieniu instytucji takiej a takiej składam…
A ja:
In nomine Patris et Filii –
Spiritus Sanctus.
Spontaniczne spotkanie na spokojnie. Ktoś coś do kogoś mówi pógłosem, siedząc półtyłem do mnie. Było to coś w rodzaju: „… na chwilkę jedną”. A ja usłyszałem, oczywiście:
– Ruchaj mnie brudną kredką.