– Ja czasem myślę, że jesteśmy za grzeczni. Nie rozpychamy się łokciami, i mamy placek. A raczej tego placka nie mamy, tylko patrzymy przez szybkę, a zza otwartych na pozór drzwi dolatuje jedynie zapach.
– Zapach placka! Jak ładnie.
– Nie mówiłem, czy to cukiernia czy obora.
– Świadomość przychodzi dopiero w trakcie konsumpcji. To znaczy jedzenia – lub bycia zjadanym. Ze wszystkimi tego następstwami gastroenterologicznymi.
– I wracamy do placka.
– Z placka powstało, w placek się obróci.
– Placek, nawet obrócony, jest plackiem. Placek to nie medal. On ma z obu stron jedną stronę.
– Tamten fajny.
– A nie wiem, nie przyjrzałem się.
– Ja też nie widziałem awersu.
– Bywają takie znajomości, że widzi się głównie rewers.
– Bywają i takie.
– Nie jestem ich wielkim fanem.
– Ja też nie. One są takie… Jednostronne.
Rzucił się na mnie, prosto na wyciągnięty i ociekający jego krwią nóż. Ostrze wsunęło się jakoś tak poniżej obojczyka, nad piersią.
Ja w ryk!
– Nie chciałem! Nie chciałem! Mariuszek, powiedz, że to się nie stało, Mariuszek, przepraszam, przepraszam! – Jezusmaria, która strona, po której jest serce, lewej, która jest lewa, u niego odwrotnie niż u mnie, chyba nie, bzdury, czemu odwrotnie, to w lustrze jest odwrotnie! – Mariuszek, to po tej stronie, co serce? Mów!
[M. Witkowski, Drwal]
– Przypomina mi to definicję słowa „rzecz”, o której pani Hołówka, jak byłam na 1. roku, opowiadała – rzecz to coś, co ma drugą stronę.
– Czyli „ale” jest rzeczą. Mówi się „ale z drugiej strony”.
– Tak. Ale i medale.