– Rzyć albo nie żyć…
– Po to jest pyta, nie?
– W rzyci samej!
– Rzyć albo nie żyć…
– Po to jest pyta, nie?
– W rzyci samej!
– Tam jest Saturn naprzeciwko.
– Chyba nie ma.
– Chyba jest.
– Chyba kłamiesz.
– Chyba nie.
– Mam przy sobie ciasto kopiec – mówi Vrublini, ale dla pewności dopytuję, powątpiewając, że przyniósł ze sobą na wernisaż kopiec kreta:
– Ciasto kopiec?
– Ciasto kopiec.
– Ciasto kopiec? Kreta?
– Nie, ciasto kopiec – w swoim mniemaniu wyjaśnił, ale ja nadal słyszę to co przedtem.
– No mówię, że ciasto kopiec.
– Nie ciasto kopiec, tylko ciasny chłopiec – do mojego mózgu dociera kolejna wersja. Dociekam, żeby sprawdzić, czy zrozumiałem:
– Jaki ciasny chłopiec?
– No czarny, czarny ciasny chłopiec. – Zatem pojawiają się jakieś konkrety.
– Czy on powiedział „ciasny chłopiec” czy „ciasto kopiec”? – podejrzliwy wobec własnego słuchu pytam towarzysza z naprzeciwka.
– Tak – odpowiada z przekonaniem.
– Co tak?
– Ciasny kopiec.
– Ale jaki ciasny kopiec?!
– Czarny.
– Czarny ciasny kopiec?
– Nie, czarny ciasny chłopiec.
– Tu, patrzcie, tu mam! – przerywa z rezygnacją Vrublini i macha nam czymś przed nosem: to czarny c i e n k o p i s, który przez cały czas trzymał w ręce.
– W dobrych cenach mają tu te wina, a to denominazione di origine controllata.
– E garantita!
– Disprezzata!
– Sola, perduta, abbandonata!
– Casta diva!
– Cara sposa!
– Bardzo ciekawe, co mówię.
– „Co mówię”?
– Co mówisz?
– „Co mówisz”.
– No mówię.
– Myślę, że niewiele mamy ze sobą wspólnego.
– A skąd wiesz?
– Mamy inne zainteresowania.
– To znaczy jakie?
– Inne.
– To czym się interesujesz? No słucham.
– Noo, słucham.
– Słucham?
– To ja słucham.
– Jak to?
– Tak to. Muzyki.
– Słuchaj,…
– Słucham.
– To sobie słuchaj!
– I został zamordowany.
– Został zlikwidowany.
– No mówię, zamordowany.
– Wykonali na nim wyrok.
– Dobrze: wykonali na nim wyrok, mordując go.
– Muszę iść do toalety.
– Idź.
– Chciałem iść.