– What’s that bird singing? Do you recognize?
– Here? It’s no nigthingale, and not the lark.
– Maybe a blackbird, but an early one.
– What’s that bird singing? Do you recognize?
– Here? It’s no nigthingale, and not the lark.
– Maybe a blackbird, but an early one.
– Kiedy wstaję przed świtem czuję się… Tak bardziej częścią społeczeństwa. Chyba wtedy odrobinę mniej źle myślę o bliźnich.
– Mi nie przeszkadza to nadal źle myśleć o bliźnich.
– Ja nie lubię o nich źle myśleć. Ale nie dają mi wyboru.
– Mi też nie.
– Więc staram się o nich za bardzo nie myśleć. Praca w tym pomaga. Albo kiedy człowiek się nastawi na to, że będzie średnio lub chujowo, a jest średnio lub niechujowo, to jest super!
– Ja się raczej niczego nie spodziewam, a i tak jestem notorycznie rozczarowany.
– Służy ci to, po urodzie sądząc…
– Jaaaaaki flirciarz!
– Ha! Jako realista powinienem dodać: cóż, kto wie, jakbyś wyglądał, gdybyś NIE BYŁ notorycznie rozczarowany ludźmi.
– Może mógłbym się skupić na zdrowej diecie, krosficie, joggingu, maseczkach!
– Nie sądzę, żeby pomogło – bo to raczej rzeczy, które – jeśli kompulsywnie – robią ludzie nienawidzący innych ludzi, z sobą samym na czele. W związku z tym również możemy to robić. Od nich jednak różni nas to, że my mamy tę świadomość, a tamci nie. I dlatego to oni wygrywają!
– To ja idę na jogę.
– Ale to może być +300 do mizantropii (ze szczególnym poczuciem wyższości) i –500 do męskości. Chyba że należysz do tego promila wyjątków.
– Ja żartuję z tą jogą, ale pomysł, że odbiera męskości jest kontrowersyjny.
– W wąskim sensie: jeśli dodaje takiego zadufania z powodu rzekomego uduchowienia i ogólnego CZI wystającego z ujścia kiszki stolcowej – to wtedy jest antymęskie, w ogóle antyseksualne. Chyba że ktoś jest „sapioseksualny”, jak to teraz modnie mówić, czyli sapie na widok ludzi mądrzejszych od siebie, to znaczy w zasadzie na widok większości ludzi.
– Okej, możemy się spotkać, ale czemu takim świtem?!
– Jakim znowu świtem?
– Czternasta to świt; no, może poranek. Nie pamiętam, kiedy spotkałem się z kimś towarzysko przed wieczorem.
– „Rano trzeba wstać, rano to jest tak gdzieś po pierwszej, bo później już nie”. Więc przykro mi, ale świt jest przed 14.
– A cóż to za ontologia. „Świt jest przed 14.” Gdybym miał wszystko jak wszyscy, to teraz rozmawialibyśmy o Rihannie i „Na Wspólnej”. Czyli nie rozmawiali wcale.
– Tyś się chyba jeszcze z Polskim Komitetem Normalizacyjnym nie przywitał.
– Mam luksus mienia go tam, gdzie polska norma nie dochodzi.
– Sobie rozmawiaj nawet o „Trudnych sprawach” czy o „Kardashiankach”, mnie za jedno, ale pewien fundament musi być. Żeby nie 1993, tobym ci tą polską normą naprostował kręgosłup.
– Chyba nie zrozumiałem…
– W 1993 Polskie Normy przestały mieć charakter obowiązującego prawa. Od tej pory ich nieprzestrzeganie nie ma konsekwencji karnych. Są dokumentami dobrowolnego stosowania, o ile prawo nie stanowi inaczej.
– Uff, ulżyło mi! Nie wsadzą mnie do kicia za niesłownikowe idiosynkrazje!
– Niestety, żaden słownik w tym kraju nigdy nie miał charakteru normy. To jeszcze smutniejsze niż rok 1993.
– Hm, język powinno się normować na zasadzie autorytetu bardziej niż prawa. Jak pomyślę, jakie ustawy językowe napisałyby nam Kłosińskie i Jadackie tego świata, to wolę mieć burdel. W ogóle bardziej nęcą mnie chyba burdele niż obozy.
– Co do burdelu i obozu to już chciałem powiedzieć, że ani w jednym, ani w drugim nie byłem, ale potem sobie przypomniałem, że mieszkam w Polsce i to jest trochę burdel, a trochę już obóz.
– Ja świtu się trochę boję, bo wiem, że najlepsze się zaraz skończy…
– Nazywam to syndromem słowika-skowronka. Znajomy powiedział, że to cherofobia – strach przed radością. Ale to chyba raczej przyrodzona nostalgia za rzeczami utraconymi w przyszłości.
– W sumie wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. A organizm też musi odpocząć.
– Odpocząć od miłości?! Jasne, wszystko się kończy. Ale zwykle nie naraz. Rzecz w tym, co trwa dalej, kiedy coś innego dobiega konca. Jak się nie ma kotwic, to się bardziej przeżywa tę ulotność. Ja przynajmniej tak miałem.
– Hmm, akurat tu nie miałem na myśli miłości. Ja już dawno jej nie zaznałem.
– Ja miałem na myśli miłość w szerokim sensie. Także bardziej przyziemnym. W i różnym zakresie czasowym. Także in spe.
———————————————————-
* Tytuł wpisu – zob. hasło in spem w słowniczku. A także utracone korzyści potencjalne oraz syndrom słowika-skowronka.
– To, że mi się udało ledwie zdrzemnąć i spocić przez sen, to nie znaczy, że już jest rano.
Ordynatowa Podtworecka: Wiesz, że jak teraz od ciebie nie wyjdę, to niechybnie zastanie nas znowu blady świt.
Hrabina Roletti: Nie tyle blady świt, ile wyjątkowo oczojebny ranek.