– Daj spokój.
– Ale co? No naprawdę miło mi się z tobą gada.
– Ja odróżniam, kiedy ktoś jest zainteresowany, a kiedy przez grzeczność próbuje nie bełtnąć.
– Daj spokój.
– Ale co? No naprawdę miło mi się z tobą gada.
– Ja odróżniam, kiedy ktoś jest zainteresowany, a kiedy przez grzeczność próbuje nie bełtnąć.
– Nad czym tak dumasz?
– A bo jestem po alkoholu. I zaczynam się zastanawiać, jakich słów mi brakuje.
– Trochę odwagi. Co za nieśmiałość!
– To nie jest nieśmiałość. To jest przepaść.
– Co pijemy, dziewczyny?
– Ja nie jestem dziewczyną.
– A to niby czemu.
– No, raczej mam fiuta.
– A gdzie…?
– W dupie!!!
– Myśmy mieli chyba przyjemność ze trzy razy.
– Pięć.
– Skąd wiesz?
– Jak jest mi dobrze, to liczę.
– Nic się nie zmieniasz.
– Ty też.
– Ostatnio mi to też mówiłeś.
– Ty mi też.
– To też.
– A to?
– To chyba nie.
– A jak się poprawnie wymawia po duńsku „Kierkegaard”?
– Śirkegor.
– Brzmi jak „siurkiem go”.
– Mniej więcej.
– W sumie pasuje mi to do jego filozofii.
– Że jest taka zwiędła i siurkowata?
– I raczej do olania.
– Znowu chce mi się lać.
– Może tak działają na człowieka.
– Co działa?
– Wina.
– Że chce się lać?
– Tak.
– Kogo lać?
– Nie kogo.
– Co lać?
– Na co.
– Stanąłeś do mnie tyłem. Lekceważąco!
– Nie lekceważąco. Intuicyjnie…
-… Ta tak się rusza, że ją chyba wyrwę.
– Kto?
– Ta ósemka. Tak się rusza.
– Ósemek nie wolno.
– Nie?
– A siódemki?
– Tym bardziej nie.
– To co wolno?
– Wolno piętnastki, a najbezpieczniej to osiemnastki.
– Ząb mi się rusza, zęba se wyrwę, perwersie!
– I jak się bawiłaś z dziewczynami w sobotę?
– A daj sposób, zaczynałam imprezowanie ze zgrabną focaccią, a wyszłam z rozgotowaną lasagną.
– Bardzo często się budzę z czymś w uszach.
– W uszach? Nietypowe. Pomyślałbym, że w czym innym.
– Jak w czym innym to trudno by się było nie obudzić.
– No, chyba że w grę wchodziłby chloroform.
– Wciąż trudno mi się przyzwyczaić do sytuacji, w których to nie z moich ust pada najbardziej niestosowna wypowiedź…
– Przestań, jesteś bardzo miły.
– Nie wiem, czy jestem miły. Ja się tylko boję.
– I wiesz, na co mnie naszła ochota tuż po? Na Fac me vere tecum flere!
– No i co w tym złego?
– Bo to kawałek, którego puszczenie w niektórych kontekstach jest tandetne z co najmniej dwóch powodów.
– Lubię zwiedzać cmentarze.
– Ja też lubię, a mój facet to w ogóle uwielbia.
– To jasne. Śmierć nadaje życiu sens. Że człowiek nie zapierdala jak ten chomik w kołowrotku.
– No, przynajmniej kołowrotek się dokądś toczy i wiadomo, dokąd się dotoczy.
– Nareszcie październik.
– Dla mnie jesień to taka druga, lepsza wiosna.
– Dla ludzi w moim wieku to jedyna wiosna, jaką mają.
– Znacie ten dowcip? Czemu Murzyn nie może być drużbą na ślubie? Bo służba nie drużba.
– Przezabawne. Ale spróbuj zastąpić Murzyna Ukraińcem i ten dowcip staje się zupełnie nie do opowiedzenia.
– Ej, ja mam zasady.
– Ja też mam zasady. W dupie.
– Ty idziesz do klubu?
– Idę.
– Ale zawsze w poniedziałku było zamknięte!
– Teraz mają otwarte.
– Świat się w a l i !
– Starość nie radość.
– Śmierć nie wesele.
– Chyba że z tobą.