I oto znikło drżenie rąk,
już czas na szczyt.
I opadł strach na samo dno,
w przepaści dym.
Nie ma powodu w miejscu tkwić,
jest przecież tak,
że można zdobyć każdy szczyt
i każdą dal.
Wśród nieprzebytych szlaków swój
odnaleźć chcę,
z niepokonanych granic stu
ta za mną jest.
A śnieg imiona topi tych,
co tutaj śpią.
Przez tyle dróg nie przebiegł nikt,
a ja mam swą.
Tutaj błękitnym lśnieniem lód
okrywa stok
i tajemnice czyichś stóp
w granicie tkwią.
W marzenia swoje sponad głów
spoglądam hen…
I święcie wierzę w czystość słów
i śniegu biel.
[Władimir Wysocki, przeł. Paweł Orski]