Archives for posts with tag: terminologia

– Słownik w telefonie zaczyna mi tworzyć poezję: „Dla mnie to nie jest, to dla nas, w tym roku na terenie całej masy mięśniowej, i tak się zastanawiam nad morzem w górach…”

– O, prawie jak nowe tomy co poniektórych poetów, tylko za mało trudnych słów.

 – „Zaiste nie ma problemu z ich strony. A czas kiedy to się stało w sumie ponad nami i tak się stało”.

– Nie, chodzi bardziej o słowa typu „postmodernistyczna transgresja hiperrealizmu”.

– Mam nowy telefon. W nim słownik myśli inaczej, ale też ciekawie: „Hiperrealizm nie jest tak jak jest to co się stało z tego powodu w sumie nie ma co liczyć na fachową obsługę klienta”.

– Pełna zgoda. Nie ma co liczyć. Chyba że liczyć wyrazy uznania. Klasyczny postmodernizm: nie ma treści, są tylko komentarze. Jest recepcja. Taka recepcja bez hotelu.

– Postmodernistyczna to się jeszcze bardziej dzieje z moim chłopakiem.

– Co?

– Słownik zasugerował chłopaka, zasugerował to co wszyscy znajomi odradzają.

– I co z tym chłopakiem?

– Nic. To wszystko napisał słownik.

 

– To przerażające,  że traktujesz penisa jako penis, w sensie tego nieżywotnego biernika. 

– Specjalnie dla ciebie chciałem zabrzmieć bardziej prawniczo. Ja mam penisa. Ale w ustach sędzi(ego) miałbym penis.

– Ogólnie wolę chyba określenie z niższego rejestru. Wszyscy dookoła mnie brzmią prawniczo…

– Pan adiunkt chce brutalnego, prostackiego luja? 

– Niekoniecznie prostackiego, ale wolę myśleć, że mam chuja, a nie penisa.  A gdybym miał prącie, poszedłbym do lekarza.

– Faktycznie, z prąciem to na leczenie. To nie brzmi jak cokolwiek miłego czy użytecznego. „Prącie – broń się!”, jak mawiał mój były.  To brzmi jak jakieś hasło uświadamiające w sprawie chorób przenoszonych drogą płciową.

– Prącie to coś, na co należy nakładać maść.

– Właśnie! A nakładać i wkładać to jednak zupełnie dwie różne rzeczy.

– Więc odrzućmy prącie.

– Jak jaszczurka ogon. I co nam wtedy zostanie?

– Scissoring!

 

 

– I co dalej robisz?

– Och, nie wiem!!! Czy efektownie się żachnąłem?

– Bardzo.

– Ciekawe swoją drogą, czy „żachnąć się” jest związane z żachwą. Ona się w sumie tak miota, żacha. Jak myślisz?

– A co to jest żachwa?

– Zgaduj!

– Jakaś grupa ludzi? Coś jak żacy? Dziatwa? Ciżba? Taka grupa ludzi rozpaczająca nad czymś.

– Bo się żacha?

– No, no!

– Nie-e.

– Hm, to może jakieś urządzenie? Część urządzenia? Kolejny sworzeń albo brzechwa?

– To żyje.

– Zwierzątko? No to koniec, przed upływem godziny stąd nie wyjdziemy.

– Zgaduj.

– Raczej mi się nie kojarzy z oborą, stajnią, nic hodowlanego.

– Nie.

– Dzikie zwierzę?

– Tak.

– Leśne?

– Podmorskie.

– Jakiś jeden z tych rodzajów kiełbików?

– O! A co to kiełbiki?

– Coś takiego jak żachwa.

– Nie, nie jest to ryba. Popatrz, narysuję ci.

– Kurka.

– Ko, ko?

– Nie „ko, ko”, tylko kurka grzyb. Wygląda jak kurka.

– Bo nie umiem rysować. To jest taki koralowiec niby…

– Koralowe grzyby!

– Coś jakby jamochłon, znaczy.

– Znam jamochłony!

– One…

– Wywija ramiony*!

„Gottland” Szczygła, którego nie czytałem w całości i naprawiam ten błąd. Krótki rozdział o Věrze S., siostrzenicy Kafki, o wywiadzie z którą marzyli dziennikarze z całego świata [przytaczam z drobnymi skrótami].

„– Mój kolega bardzo chciałby przeprowadzić z panią rozmowę, jestem jego wysłannikiem. Dzwoni do pani bezskutecznie od dwóch lat.
– Bardzo proszę, żeby kolega w tej sprawie przysłał do mnie list z pytaniami. Odpowiem w stosownym terminie.
– Szkoda, że ja sam nie mogę pani o nic spytać.
– A jakie miałby pan do mnie pytania?
– Choćby – jak się pani czuje w XXI wieku?
– Bardzo proszę w tej sprawie przysłać do mnie list. Odpowiem w stosownym terminie”.

Rozdział się kończy, a mi przychodzi na myśl wiersz Rainera Kunzego. Nie jest to twórca szczególnie popularny, ja też mało znam jego twórczość, ale tamten utwór bardzo zapadł mi w pamięć. Czytam dalej – a tu na pierwszej stronie kolejnego rozdziału pojawia się nie kto inny, tylko właśnie Kunze.

Odszukuję wiersz na mrówkodziku. I okazuje się, że skojarzenie poprawne tylko prenominalnie – bo, jak zwykle, pomyliłem nazwiska. Autorem wiersza, który mi się przypomniał, był owszem, Rainer, ale Malkowski. Ale i tak miło.

– Ale pięknie pachną bzy (zwał jak zwał).

– Oczywiście, że bzy! Niech nam spokojnie kwitną pospolite bzy i akacje, mlecze i kasztany. Te nazwy są niepoprawnie naukowo, ale językowo są absolutnie okej. Ten, kto postrzega język potoczny w kategoriach naukowego, grzeszy takim samym błędem jak ten, kto postrzega naukowy w kategoriach potocznego.

 

 

– Idziemy na ten wernisaż?

– A kogo?

– Franka Stelli.

– Pokaż to zaproszenie. Widzę, że się chwalą, że sam artysta zaszczyci wydarzenie. Tak mówi pan dyrektor, który podpisał się pod zaproszeniem tytułem profesorskim. Ciekawe, czy na okładce swoich książek też ma napisane „Prof. Dariusz Stola”. Zaraz, czego on jest w sumie dyrektorem, bo tu nie jest napisane?

– Oczywiście, że jest, wyżej. Polinu.

– Ooo, mowy nie ma. Moja noga więcej tam nie postanie. W tym muzeum bez eksponatów…

– Jakby słowo „muzeum” zaczęło oznaczać coś innego, niż zawsze, czyli miejsce, gdzie gromadzi się i udostępnia przedmioty cenne historycznie lub artystycznie. To samo z „muzeum” Fryderyka Chopina na Okólniku.

– …Na tej interaktywnej wystawie „Poczuj totalitaryzm na własnej skórze” obsługiwanej przez enerdowskie strażniczki więzienne, bucowatych eksubeków oraz gołowąsów, którzy są za tępi nawet, żeby się dostać do policji, za to milicyjnych metod uczą się w trymiga. Jak chcesz, to idź. Może coś porządnego podadzą, kiedyś mieli tam dobre wino, choć ostatnio i to się skiepściło.

– Zaraz sprawdzę, kto jest sponsorem tego wydarzenia… Producent szampana!

– Dla nich na sponsora lepiej nadawałby się producent paralizatorów, pałek teleskopowych albo wzierników doodbytniczych.

– Co on się tak kręci i wierci bez przerwy?

– Może ma wszy.

– Zapytam go w przerwie.

– Potrafisz?

– Kochanie, posiadanie wszy to ja potrafię zarzucić komuś w pięciu językach.

Po tych frazach w ostatnich miesiącach trafiano  przez wyszukiwarki na mrówkodzika:

antonimy do slow wlosy , formy, tapczan

wzglad o wyglad?

jamniczek piosenka nuty flet

zmyslona historyjka jak w zargonie

zycie w kalmarze w szwecji

odglos przesuwania szafy z

przełożona ścierka na ręku kelnera

kurwa saficka

czy gnojek to wulgaryzm?

a ty matulu a chtóz

rudy zarost geja

maja komorowska ciotka belgia

apsiuk

wanda chotomska – taki duży

victor hugo abstrakcje

lizbijki jak lubie zwierzenia

kremacja gay kutas

eufemizm cipki

monika olejnik balety porno

Manifold… Jak to jest po polsku? „Różnorakość”? „Wielodziwność”? „Mnogogiętkość”?

– Rozmaitość…

%d blogerów lubi to: