Nazwiska tłumaczki na stronie redakcyjnej nie podają (choć, trzeba przyznać, widnieje ono na tytułowej); zresztą pewnie podsunęli jej umowę całkowitego zbycia praw do przekładu, więc w kopirajcie jej też nie ma…
Ale za to mamy tam błąd w tytule oryginału i wiemy, kto zrecenzował Le Goffa, tego studenciaka, debiutanta, o którym nikt na świecie nie słyszał, i wymaga on sprawdzenia, w odróżnieniu od polskich recenzentów, zwłaszcza Marka Derwicha.
(Żeby było jasne – rozumiem, że publikacja dotowana przez ministerstwo pewnie wymagała recenzji. Ale recenzji wewnętrznej, do wiadomości urzędników; umieszczać o niej informację na stronie redakcyjnej? Takie rzeczy tylko w polskich wydawnictwach uniwersyteckich. Dojaśniam też, że Samsonowicz był promotorem doktoratu h.c. Le Goffa, więc nie mógł być jego recenzentem, a zatem chodzi nie o recenzję w sensie formalnym, tylko recenzję wydawniczą)