– Patrz, oni ze sobą kręcą! Noż cuda-wianki!
– W tym układzie to prędzej wóda-cyjanki.
– A ty wiesz, że moja babcia, to była trochę taka szamanka.
– Jak to?!
– No, na przykład jak kogoś ugryzła żmija, to ona go ratowała.
– Serio? Skąd to umiała? Wysysała jad? Przykładała zioła?
– Gdzie tam. Zaciskała pasek na nodze i wzywała pogotowie.
– Minister wypowiedział się na tematy ekologiczne, stwierdzając, że dwutlenek węgla nie może być szkodliwy, skoro spożywamy go w napojach gazowanych.
– Paracelsus mówił, że wszystko jest potencjalnie trucizną, tylko zależy od dawki. Po stopniu zaczadzenia pana ministra widać, że religia i polityka działają tak samo.
– Czy „narodówka” to nie brzmi trochę jak grypa?
– Albo śliwka. „Robaczywa narodówka była przyczyną choroby mojej ciotki”.
– Dla mnie jednak grypa: „Moją prababcię zabiła hiszpanka, a babcię wykończyła narodówka”.
– Chyba między-.
– Chyba twoją.
– Słyszałeś to?
– O rany boskie.
– Powiedziałbym, że Pluhar dała czadu, ale czad jest trucizną bezbolesną…
– Co się dzieje po zatruciu arszenikiem?
– Różne rzeczy, zaraz ci przeczytam. O, mam. Bóle brzucha, nudności, wymioty, biegunka, bóle głowy, wylewy do mózgu, utrata przyjemności, wstrząs i śmierć.
– Utrata przyjemności!
– Oboże, znowu bredzę. A nie, jednak mam rację, bo piszą, że w leczeniu takich zatruć stosuje się… BAL*!
————————————————————–
* Jak się potem okazało, BAL to skrót ot British anti-Lewisite, dimerkaprol, antidotum na luizyt.