– Masz w swoim opisie profilowym: „Jeśli wiesz, co to IPA, dostajesz na wstępie 2 punkty. Jeśli nie odpisujesz na wiadomość, jesteś po prostu burakiem.” Wiem, co to IPA, więc mam dwa punkty na wstępie. Ale nie odpisuję na wiadomości, jeśli ich treść jasno wskazuje na to, że nadawca nie zadał sobie trudu przeczytania tych paru zdań z mojego opisu profilowego. W związku z tym muszę sobie odjąć 4 punkty i zostaje mi minus dwa, co wynosi dokładnie tyle co dwa, tylko że z przeciwnym zwrotem – ku mnie samemu.
– To znamienne, że Mozart wziął na warsztat fugę z monumentalnego dzieła, w którym Bach donośnie zabrał głos w kwestii teorii tonacji muzycznych i stroju temperowanego, fugę z najbardziej niesamowitej pary enharmonicznej – es-moll/dis-moll – i zrobił z niej fugę… d-moll.
– Dobrze, że nie G-dur.
– Ten dur to chyba jest nierozerwalnie związany z G.
– Chcesz dotknąć mojego aśramu?
– Nie nabierzesz mnie, wiem co to jest aśram.
– No dobrze, a wiesz, jak się nazywa takiego guru w aśramie?
– Nie
– Sri.
– Nie.
– Tak. A jak jest bardzo wielebny, to sri sri. I tak dalej.
– Sri sri sri.
– Tak sobie myślę, że aż dziw, że mango lassi nazywa się po hindusku mango lassi, a nie na przykład ćipotwara.
————————————————————————————-
Patrz też: bez wyjazdu do Indii dłużej rady nie dam, odsłona pierwsza.
Por. śrabhata.
– No i co po tej Idzie? Parę ładnych kadrów i dobrzy aktorzy, o ile akurat słychać, co mówią. I tyle.
– Ładne zdjęcia, to prawda.
– Ale to za mało jak na cały film. I ten morał, że przeczysta nowicjuszka, zakosztowawszy rozkoszy ziemskiego życia, wraca jednak do boga. Maszerując w habicie przez kartoflisko przy akompaniamencie Ich ruf zu dir, Herr Jesu Christ w tempie defiladowym.
– Najwyraźniej ta transkrypcja fortepianowa, chyba Busoniego, to jest aktualnie taki kawałek Bacha, który obowiązkowo musi być w filmie. A najciekawszy wątek, czyli sędzia, ucięty – ex machina. A przecież ona powinna się zaangażować w sprawę restytucji…
– Śmiech śmiechem, ale to jest denne, że ją tak uśmiercili bez wyjaśnień.
– Wygodne. Zamiast prowadzić i konsekwentnie budować postać, zrzuca się to na widza. Żeby on załatwił to za twórcę.
– To bardzo przemyślne. Bo jak się człowieka w coś wciągnie, jak się odbiorca zaangażuje, to wcześniej czy później zacznie mu się podobać. I to wcale nie dzieło, nie; tylko własna aktywność odbiorcy, jego twórcza działalność zamiast działalności twórczej autora.
W tym roku 25 sierpnia wypadł dla mnie 26-go. Poszliśmy późnym wieczorem na koncert Nelsona Freire, którego przybycie na występ niemal do ostatniej chwili nie było pewne z powodu poważnych kłopotów pianisty ze zdrowiem. Po Brahmsie, Prokofiewie i Chopinie zagrał na bis chorał z kantaty 147 w transkrypcji Myry Hess.
Wpisując „Freire bleibet” do wyszukiwarki, nie liczyłem za bardzo na to, że znajdę to wykonanie. Ale się udało.
Kolejka do kasy w kinie. Długa, aż zakręca. Pytam:
– Za czym ta kolejka?
Nieznajoma dziewczyna odpowiada:
– Za Miłością.
Transkrypcja jest przybliżona, uproszczona, względnie funkcjonalna, spoko, ale i tak z błędami, z których najbardziej rzuca się w oczy sugestia, jakoby słowo „Szczecin” było akcentowane na ostatnią sylabę.
Podoba mi się też znaczek (ten w kształcie zszywki) pod „tʃ”, sugerujący, że po polsku głoskę tę wymawia się sposób językowo-wargowy. Polecam spróbować wymówić „cz”, dotykając językiem górnej wargi. Efekt znakomity.
Ale z Polaków, którzy słusznie uwielbiają Mistrza i Małgorzatę, nikt się nie dowie, jak nazywał się faktycznie ich autor. Bo na jego wydawanych po polsku książkach i na plakatach spektaklów (a nawet w skandalicznym, pełnym osłupiającego niechlujstwa, tendencyjności, luk, przeinaczeń, fałszów i niekompetencji Słowniku pisarzy rosyjskich Wiedzy Powszechnej) widnieje tylko zmyślone nazwisko: Bułhakow. Skąd się coś takiego wzięło?
Wymyślili to nazwisko po prostu jego tłumacze: Irena Lewandowska i Witold Dąbrowski. Zresztą spytałem ich kiedyś: co im strzeliło do głowy? Osłupiałem, gdy okazało się, że jedynym, lecz nieodpartym argumentem na rzecz samowolnego przekręcenia nazwiska Bułgakowa jest fakt, iż w Polsce istnieje nazwisko BUŁHAK. Więc… nazwisko pisarza też trzeba koniecznie „przetłumaczyć”. Rzekomo na polskie. Choć w „Bułhaku” tez nie ma krzty polszczyzny. Wydaje się raczej białoruskie i bodajże spokrewnione z nie używanym już rosyjskim czy ogólniej ruskim wyrazem „bułga” – „rozróbka”.
Lubiłem ich oboje i byli to dobrzy tłumacze. Ale nie uznam przecież, nawet jeśli mój przyjaciel sobie coś głupio ubrda, że nieodpowiedzialna brednia jest mądra i słuszna. Bo z kolei ktoś wymyśli, że nazwisko Tołstoj i Gorki „przetłumaczyć” wypada na „Tłusty” i „Gorzki”, następnie Czechow na „Czechowicz”, Puszkin na „Armatniak” i Babel na „Bąbel”, czy zgoła, nie daj Boże, na „Bubel”.
[z felietonu Roberta Stillera Zemsta na Rosjanach; wytłuszczenia – mrówkodzik]