Archives for posts with tag: troska

– Tymczasem ja miałem w domu ruską łódkę na baterię. Zrobiona była z plastiku i gdy się ją puściło na głębszą kałużę, pływała w kółko. W lewo albo w prawo. Pamiętam ją dobrze, ponieważ to była pierwsza ruska rzecz, którą miałem na własność. Terkotała i zataczała kółka. Dobrze ją pamiętam. Była szara, ale miała też coś różowego, jak z mięsa. Ledwo wydobyte kształty, ledwo uformowane. Kadłub jeszcze jako tako, bo jednak musiał pływać, ciąć wodę i nie wywracać się do góry dnem, ale nadbudówka to już była inżynieria specjalnej troski. Klocek z ledwo zaznaczonymi, ledwo ulepionymi kształtami nie wiadomo czego. Jakby robili to po ciemku. Miało pływać, więc pływało. Reszta nie miała znaczenia. Była niepotrzebna. Idealiści.

– Czytałem ten fragment, czując coraz większe zdziwienie. No dobra, z plastiku, nietypowo, no i na baterie…? Tak czy siak pływa w kółko. Dziwne trochę, żeby takie coś puszczać, żeby pływało. Jak dobrze zrobione, to nie powinno wręcz pływać. Kadłub, hm, nadbudówka, co za metaforyka. Idealiści? Chyba poeci! Dopiero przy drugim czytaniu zauważyłem, że mowa o ŁÓDCE, nie o KŁÓDCE. Chyba nie zdziwiłem się przez ten fragment: „to była pierwsza ruska rzecz, którą miałem na własność”. Ruska rzecz, no to co tu wiele wymagać…

 

– Dodo. Ptak, nie wołacz.

– Dodo.

– Wymarło mi się, bidulkowi. *Mu. To była autentyczna literówka. Jak kiedy taki jeden mi napisał niegdyś: „Popijam troskę”, zamiast: „troszkę”

– To klasyczny lapsus.

– Freudowski czy nie, ma swoją nośność, i głośność. O rany. Zamieniły mi się miejscami okienka. W jednym piszę z dobrym kumplem, po fachu, poniekąd, a w drugim z tobą. To się dopiero prosi o lapsus.

– Zobaczymy, co z tego wyniknie.

– To mnie chyba w tobie najbardziej kręci. Ta gotowość na nieoczekiwane. Najbardziej, czyli w 40% gdzieś. Bo reszta jest na resztę.

– A tobie nie zależy na państwie polskim?

– Zależy.

– A mi – to zależy.

– Wybacz… plącze mi się klawiatura. Troskę popijam. Troszkę.

– A myślisz, że ja mam łatwo?

– No nie masz łatwo, no, trudno.

– Ej, opowiadałam Ci o ulubionej wizji mojej mamy? Że mnie zgwałcono i połamano mi nogi, żebym nie mogła uciec? Mama ma nową wizję. Cytuję: „Boję, że leżysz gdzieś pokotem… na jakimś przystanku… zwinięta w kłębek… Sama jak pies!”. Podobno dlatego codziennie do mnie dzwoni. Nie spytałam, czy na tym przystanku leżę zgwałcona i z połamanymi nogami, czy to są dwie osobne wizje.

 

%d blogerów lubi to: