– Co robisz?
– Robię siki.
– Teraz? Siedząc w fotelu?!
– No. Uwolnię je w łazience. A teraz je robię.
– Co robisz?
– Robię siki.
– Teraz? Siedząc w fotelu?!
– No. Uwolnię je w łazience. A teraz je robię.
– Siostra Faustyna, gdy chora przebywała w szpitalu, po cichu chrzciła leżących tam nieprzytomnych Żydów.
– Fajnie mają ci katolicy…
– Dlaczego?
– Żaden rabin nie mógłby na podobnej zasadzie odprawić jej bat micwy, bo to wymaga czynnego udziału wiernej, a chrzest nie…
– No to pozostawałoby mu obrzezanie…
– Powiedziałeś „mikcja”, a co ty wiesz o medycynie?
– Dość, żeby powiedzieć „mikcja”.
– Spoko, no to dlaczego po piwie się sika?
– Bo objętość płynu jest spora, alkohol zwiększa diurezę, lupulina jeszcze bardziej…
– A możesz opisać te mechanizmy dokładniej?
– Ej no, ja umiejętnie rozkładam nogi, ale wjechać musisz sam!
– Co to jest za gnomenreigen? Taniec podstarzałych Niemców stojących w kolejce do kibla w Filharmonii Berlińskiej i przestępujących z nogi na nogę, chociaż jak już dobrną do pisuaru, to nastąpi pauza generalna?
– Ale posłuchaj, jakie piękne skrzypeczki!
– Tia… Ledwo coś tam piłują. To ta prostata. Coś tam zaczyna ciurkać…
– Co ty oglądasz? Masz za dużo czasu wolnego. Takich bzdur nie słyszałem dawno, i to mówionych z takim przekonaniem.
– Byłam ciekawa! Chcę wiedzieć, co/kto w tamtej trawie piszczy!
– Bardziej szczy niż pi. Pi to jednak bardzo mądry koncept starożytnych filozofów.
– Znowu chce mi się lać.
– Może tak działają na człowieka.
– Co działa?
– Wina.
– Że chce się lać?
– Tak.
– Kogo lać?
– Nie kogo.
– Co lać?
– Na co.
– To przerażające, że traktujesz penisa jako penis, w sensie tego nieżywotnego biernika.
– Specjalnie dla ciebie chciałem zabrzmieć bardziej prawniczo. Ja mam penisa. Ale w ustach sędzi(ego) miałbym penis.
– Ogólnie wolę chyba określenie z niższego rejestru. Wszyscy dookoła mnie brzmią prawniczo…
– Pan adiunkt chce brutalnego, prostackiego luja?
– Niekoniecznie prostackiego, ale wolę myśleć, że mam chuja, a nie penisa. A gdybym miał prącie, poszedłbym do lekarza.
– Faktycznie, z prąciem to na leczenie. To nie brzmi jak cokolwiek miłego czy użytecznego. „Prącie – broń się!”, jak mawiał mój były. To brzmi jak jakieś hasło uświadamiające w sprawie chorób przenoszonych drogą płciową.
– Prącie to coś, na co należy nakładać maść.
– Właśnie! A nakładać i wkładać to jednak zupełnie dwie różne rzeczy.
– Więc odrzućmy prącie.
– Jak jaszczurka ogon. I co nam wtedy zostanie?
– Scissoring!
– Jehova will get you up.
– But Jehova…? Do you think of him to get yourself… Up…?
– Darling, I’m at that age when you take anything it gets.
– Pobolewa mnie lewe jądro. Ale to chyba nie rak, bo rak nie boli.
– Ale to żaden problem, można uciąć i zrobić sobie protezę.
– Nie waż mi się tak mówić!
– No tak, to jest niefajne. Ale to nie jest najgorsze, co może cię spotkać.
– Pocieszyłeś mnie.