– Nadchodzi jesień, więc ludzie piją na potęgę, bo boją się, że nie przeżyją zimy.
– A wiosną piją z radości, że jednak przeżyli.
– Zimą z kolei piją, żeby przeżyć.
– Co innego latem. Wtedy piją na luzie, żeby sobie pożyć.
– Nadchodzi jesień, więc ludzie piją na potęgę, bo boją się, że nie przeżyją zimy.
– A wiosną piją z radości, że jednak przeżyli.
– Zimą z kolei piją, żeby przeżyć.
– Co innego latem. Wtedy piją na luzie, żeby sobie pożyć.
– Ta aria nazywa się „Du bist der Lenz”.
– Uczyłem się niemieckiego i znam pierwsze trzy słowa.
– W sensie?
– Du. Bist. Der.
Biały śnieg, biały śnieg, biały śnieg – biały cień,
Biały śnieg, biały śnieg, biały śnieg – biały dzień.
Nim wyciągniesz mnie na dwór, posłuchaj:
Zawierucha, to dmie zawierucha.
Auta, ludzie schowali się gdzieś.
Biały śnieg, biały śnieg, biały śnieg – biały ślad,
Biały śnieg, biały śnieg, biały śnieg – biały blask.
Tuż za tobą podążam ostrożnie,
Śnieg wciąż sypie, zasypie nas może,
Idę tam, gdzie zaciera się ślad.
Biały śnieg, biały śnieg, biały śnieg – biały park,
Biały śnieg, biały śnieg, biały śnieg – w białych snach.
Jak pochodnia twój szal się czerwieni,
Nie ma nic oprócz nas i zawiei,
Światła w oknach i w oczach już brak.
[tłum. mrówkodzik]
*
Белы снег, белы снег, белы снег, белы цень.
Белы снег, белы снег, белы снег, белы дзень.
Ты куды мяне клічаш, паслухай,
Завіруха мяце, завіруха.
На дварэ ні машын, ні людзей.
Белы снег, белы снег, белы снег, белы след.
Белы снег, белы снег, белы снег, белы свет.
За табой асцярожна ступаю,
Засыпае нас снег, засыпае.
Патрапляю ў замецены след.
Белы снег, белы снег, белы снег, белы клён.
Белы снег, белы снег, белы снег, белы сон.
Як паходня твой шаль ружавее.
На зямлі я, і ты, і завея.
І вакол ні вачей, ні акон.
– Powiedział kiedyś: „Zaczyna zaczynać się przedwiośnie”.
– Tegoroczne już daje. A dokładniej bierze.
– Nadchodzi wiosna, inteligenci na wyścigi cytują Eliota. I z mniejszym lub większym wdziękiem obnoszą się z powszechną u progu wiosny niechęcią do życia.
– Dla mnie ta niechęć jest bardziej późnozimowa niż wczesnowiosenna w charakterze… I w ogóle to jest w niej trochę z żebrochwałek*: popatrz, popatrz, ja żyję, a tak mi się nie chce!
—————————————–
* Żebrochwałki (a może raczej chwalibieda?) – zob. słowniczek.
– Co za powietrze!
– Letnie.
– Aż noc zatyka.
– Co robisz? Nie pisz o wiośnie. Może byśmy gdzieś poszli kiedyś, dziś? Ja mam wolne godziny i obroty. Albo jutro. Pojutrze nie.
– O. U mnie się podziało. Jutro tak. 21? O wiośnie zapomniałem. Wszystko zapomniałem.
– Czemu nie. Ale bylebyś nie zapominał o wiośnie. A jako że jest godzina trzecia z minutami, a wiemy przecież, jakie to minuty, to niech mi wolno będzie powiedzieć, iż pragnąłbym.
– To zamieniamy pragnienia na twarze, bynajmniej nie w marynarkach.
– A co się podziało? Zapodziało czy podziało i nie działa? Lub właśnie działa?
– Opowiem, jak się zobaczymy. By burza nie zmiotła i ciebie, i mnie. Tymczasem jestem w międzyczasie. Między budynkami. Dzisiaj bym całował wszystkich. Dziwy to wszelakie.
– Wiosna. Mówię ci, wiosna. Miałem dzisiaj szklane biuro i rzeszę prawicowych dziennikarzy krzyczących nad uchem. Sam nie wiem, dlaczego to piszę, ale tak jakoś mnie uniosło.
– Dopiero teraz wiosna, dzisiaj dopiero. Nie wiem czemu – ale taki zapach. Pogoda z zimy, pachnie kanalizacją. Od ludzi, nie ze studzienek, a jednak wiosna.
– Nareszcie październik.
– Dla mnie jesień to taka druga, lepsza wiosna.
– Dla ludzi w moim wieku to jedyna wiosna, jaką mają.
Mój świecie rozsypany z kością zgruchotaną
świecie nieuleczalny kulejący świecie.
Wiosna znów cię nachodzi z zielenią przesianą
wiosna niczego nie wie i wiedzieć nie zechce.
Ona zna odrastanie i powroty wieczne
dla niej śmierć ze wskrzeszeniem spaja się bezpiecznie
Dla niej śmierć jest przed progiem, a za progiem przestrzeń.
Jej lasy nie siwieją
dni nie schną na wietrze
i codziennego „nigdy” nie wdycha z powietrzem.
kwiecień 75
[Joanna Pollakówna, Madrygał (o wiośnie)]
– Agata Christie o życiu po pięćdziesiątce: „Jakże rozkoszowałam się ową drugą wiosną, która nastaje, kiedy człowiek kończy z życiem uczuciowym, z budowaniem związków, kiedy nagle – powiedzmy, po pięćdziesiątce – odkrywa zupełnie nowy świat, wypełniony myśleniem, studiami, lekturą. (…) Przez dłuższy czas życie osobiste pochłaniało całą energię, teraz znów można się rozejrzeć dookoła.”
– Czy ty nie masz wrażenia, że po trzydziestce już też tak jest? No, może nie z miłością, nie z życiem osobistym, ale z seksem.
– Seks? Seks? Jaki seks? Co to jest seks? Słyszałem kiedyś, że ludzie coś takiego uprawiają.
– Z zimy gwałtownie robi się lato, tak gwałtownie, że drzewa nie nadążają kwitnąć, a potem się znowu ochładza szybko i pada deszcz z gradem (i tornadem).
[Urodzin Birgit Nilsson.]
was im Busen ich barg,
was ich bin,
hell wie der Tag
taucht’ es mir auf
– Luty, a ja idę ulicą, tanecznym podrygując krokiem, bo słucham… Tańca siedmiu zasłon z Salome! To co, wpadniecie czy jednak nie?
– My jednak nie. Pamiętaj, że przy tańcu siedmiu zasłon trzeba się rozbierać, powinieneś więc dojść tam nagi.
[mój „taniec” odbywał się przy muzyce od 4’30”; wiem, że Salome dopiero co była, ale co ja poradzę, że wiosna]
– Widzisz, uczucia plus Salome, i od razu zaczyna się wiosna!
– Chyba ciemna podłość i jaskinia uczuć.