– Widzisz ten napis, „TARGI KIELCE”? Przeczytałem go „TRAGIKIELCE”.
– Dzięki twojej ostatniej działalności zainteresowałem się jidyszyzmami. Wiesz, że tego w polszczyźnie jest od cholery?
– Domyślam się, ale nie umiem żadnego wymienić.
– To w większości zapożyczenia leksykalne, typu „bajgiel”, „rejwach” albo „belfer”. Są też charakterystyczne składniowe, mylenie biernika z dopełniaczem w dopełnieniu i tak dalej. Jak w dowcipie o żydowskim pedofilu, który mówi: „Chłopczyku, chcesz kupić cukierek?” Ale i tak najlepsze są w angielskim. To nagłosowe powtórzenie schm- jest właśnie z jidysz!
– Na przykład?
– Na przykład moody – schmoody, albo marathon – schmarathon, Boston – Schmoston.
– Po polsku też tak można! Wrocław – Szmocław, Kraków – Szmaków…
– Warszawa – Szmarszawa? Hm…
– Ale! Katowice – Szmatowice!
– Ha! I Kielce – Szmelce!
Mrówkodzik rozmawia w pubie z jakimś kolesiem o odkryciu polskich paleobiologów (ten tetrapod). Rozmówca mrówkodzika, tłumacząc, skąd pochodzi znalezisko, mówi (niefortunnie patrząc na jakiegoś typa wchodzącego właśnie do sali):
– Ta larwa wyszła spod Kielc.