– Kiedy zaczynała arię, to już nie mogłem doczekać się końca. Nie znając libretta, można by pomyśleć, że śpiewała o robieniu prania i myciu okien, tak to było poruszające.
– Jeśli to było mycie okien, to skrzypiącą myjką, a jeśli pranie, to w kiepskim proszku i rozchwierutanej pralce.
– Tak, jej głos brzmiał tak, jakby śpiewała w sąsiednim pokoju, za zamkniętymi drzwiami. Wszystkie moje koleżanki z zespołu. Wyszły po pierwszym akcie.
– <# Ups, to miało być serduszko, ale wyszło… Adekwatnie.
– Czy ty mi znowu puszczasz to cygańskie dziecko bez matury?
– Przepraszam, samo się włączyło. Czy ty właśnie uprawiłeś ksenofobię?
– Nie, „cygańskie” w sensie spłodzone piórem Jacka Cygana. Tak czy siak mewa.
– Czemu mewa? Bo kracze? Krzyczy?
– Bo „to nie ja była mewą”. Słyszysz, do jakiego stopnia ona nie ma dołów? To przed chwilą przecież powiedziała, a nie zaśpiewała.
– A jednocześnie w górach ma pohukiwania jak wielkie diwy operowe.
– Ale one mają też wielki głos. Na dodatek ledwo się jej zwierają struny w pianach, a nawet jak dopakuje głośnością, to ten piczi-głosik musi się przebijać przez zatkany nos. I wychodzi zamglony pisk jak u myszki chorej na zatoki.
– Ale jaka napinka jest! Górniak jest jak bardzo chudziutkie dresiątko, które się wozi, giba na boki, i myśli, że wygląda jak kafar, a wygląda jak wieszak kołyszący się na wietrze.
– Ha, najlepsze jest to, że liryczny! Takie są właśnie te niemieckie śpiewaczki: w punkt, bez żadnych podjazdów.
– Uwielbiam. Nie to co ta wczoraj, d r a m a t y c z n y sopran.
– Jak miała taką górkę, to łee, łeee!
– Górka górką, ona w środkowych dołach tak wchodzi, jakby macała w poszukiwaniu straconego dźwięku. W któryś dźwięk przecież w końcu wejdzie. Albo i nie.
– A jak śpiewa „Biegnie słuchać w lasy knieje dziewczę niby kwiat”, to tam powinna być jakaś atmosfera, dziewczę i kwiat, a u niej jest po prostu: „biegnie”, „słuchać”, „lasy” „knieje”, „dziewczę”, „kwiat”.
– Ale powiedz, ładna ta Daphne, nie?
– Bardzo ładna! Ona właśnie ładna jest. Taka po prostu miła, do słuchania. Nie to co Salome.
– Albo Elektra. Albo Die Frau ohne Schatten, która jest jak dwie poprzednie, ale dwa razy dłuższa.
– Noo, z Salome jazda jest ostra jak zatemperowanym klarnetem w odbyt!