– Dasz radę to przeczytać?
– Z tej odległości? Żartujesz! Nie te lata.
– Oj tam. Ja wprawdzie przeczytam, ale gdyby ktoś mnie to przeczytał na głos, tobym nie dosłyszał.
– Dasz radę to przeczytać?
– Z tej odległości? Żartujesz! Nie te lata.
– Oj tam. Ja wprawdzie przeczytam, ale gdyby ktoś mnie to przeczytał na głos, tobym nie dosłyszał.
– Na co się tak patrzysz?
– Na wszystko.
– Czyli na co?
– Na to.
– I to jest wszystko?
– No.
– „Przechodzimy przez życie z jednym okiem nadmiernie aż wyostrzonym, z drugim ślepym, zaciągniętym bielmem. Wystarczy, by widzieć? Nie, nie wystarczy.” – powiedział Gustaw Herling-Grudziński.
– Nie słyszałem, co mówiłeś. Co ten Grudziński?
– Popatrz, tu jest ten cytat. Zerknij sobie.
– Weź mi przeczytaj, bo nie widzę.
Ogólne zmęczenie i lekkie zmulenie – gratis pod koniec tygodnia i roku.
Towarzystwo podejrzanie atrakcyjnego kolesia, który sam z siebie do ciebie podchodzi – potencjalnie opłacalne.
Padające z jego ust stwierdzenie (po kwadransie rozmowy), że jest bez okularów i ledwo widzi – bezcenne.
Przystojny aptekarz – wliczony w cenę zamówienia
Wpatrywanie się w imię i nazwisko na jego plakietce – plus 2 dioptrie
Konstatacja, że nazywa się Marcin Kowalski* – bezcenna
—————————————————————————-
* Dane przystojnego aptekarza zostały zmienione
– Podziwiam zdolność do makrosyntezy. Ja się zawsze lepiej czułem w mikroanalizie. Ewentualnie w ujęciu porównawczym, ale nie na skalę totalną.
– Kwestia upływu czasu. Pan jest teraz na 3 km. nad ziemią. Ja mam już perspektywę ok 8 km. Ludzie po 80 widzą jak z 11 km. Wszystko.
– Coś w tym pewnie jest. Nie będę udawał, że wiem. Ale mogę sobie wyobrazić, że jest. Tyle że niewykluczone, ze wraz z oddalaniem się i uzyskiwaniem szerszej perspektywy widzi się coraz słabiej.
– Co wy w tym Dvořáku widzicie?
– My w tym Dvořáku słyszymy.
– No use trying to clean my glasses. It’s still fog on the left, and sight on the right.
– A wiecie, że ja mam jedną babcię Chinkę?
– Serio?
– Poważnie. I na dodatek całkiem ślepą!
– Pewnie wszyscy mówicie: „Babciu, to trzeba sobie okulary kupić!”, ale tak naprawdę to ona widzi, tylko się tak mruży…
– Czuję, że dzisiaj z moją robotą będzie zabawnie.
– A dlaczego?
– Bo na tej półce naprzeciwko stoi książka, dość gruba, w żółtej okładce z czarnym napisem, który przeczytałem „POZYTYWIZM”. A teraz widzę, że on jest do góry nogami i w przeciwnym kierunku, i tak naprawdę tam jest napisane „SZYMANOWSKI”.
– Czekanie jest jeszcze gorsze niż terminy. Terminy siedzą gdzieś z tyłu głowy, a czekanie na termin powleka wzrok jakby mleczną zaćmą.
– Czemu zapalasz z powrotem lampę?
– Gaszę…
– Zapalasz. Przecież przed sekundą podszedłem i zgasiłem.
– Aaa, nie widziałem.
– Muszę odsunąć twarz, nie widzę cię z tak bliska.
– Ja widzę twoją doskonale.
– Fajnie ci, że jesteś ślepy, bo się nie musisz odsuwać.
– Idę do domu, poczytać. Bo już jedno oko mnie zaczyna boleć i nie zostało mi wiele czasu.
Agathé relacjonuje wizytę u okulisty. Ma przeczytać literki na tablicy.
– Tych literek nie widzę.
– Jak to?
– No przecież mam wadę wzroku.
– Ale włożyłam pani do okularów tyle dioptrii, ile pani normalnie nosi.
– O, faktycznie. Już czytam.
Widząc z bliska, widzę naprawdę. Widząc z daleka, nie widzę nic.
[znajomy o swojej wadzie wzroku]
Idę ulicą Bracką ku Jerozolimskim, wczesne popołudnie. Widzę nadchodzącą z naprzeciwka Agathé w towarzystwie jakiejś koleżanki. Śpieszę się, więc podchodzę tylko na chwilę, żeby się przywitać. Agathé próbuje mnie wyminąć, ale ją skutecznie zaczepiam. Wymieniamy pozdrowienia i od razu bieżymy każde w swoją stroną.
Po kilku minutach dostaję w tramwaju smsa od niej:
Widziałam cię kątem sokolego oka. Mignął mi tylko mglisty zarys sylwetki. Dostrzegłam też szczecinę na twarzy. Myślałam, że jakiś żul się do mnie przypierdala i chce drobne:D
[sokole oko jest nawiązaniem do mątek pustynnych kątem plujących]
Okulary Kleofasa uległy jakiś czas temu zniszczeniu. Wciąż nie daje rady zrobić sobie nowych. Widzi bez nich na tyle dobrze, że radzi sobie w pracy i codziennych czynnościach, ale pewne szczegóły mu umykają. Mówi:
– Kiedy spotykam kogoś w okularach, to pytam o wadę i jak się zgadza, to zakładam, żeby zobaczyć na chwilę świat.
Zobaczyłam wczoraj plakat informujący o panelu dyskusyjnym o przekładzie poezji P. Larkina (prowadzenie: Dehnel i Jarniewicz, https://www.facebook.com/translateit.uw) i oczywiście zerkałam nań jednym okiem (kątem).
Rzucił mi się w oczy adres strony internetowej: translateit.waw.pl. Próbowałam go zapamiętać i powtarzałam sobie „translateit”, „translateit”, „translateit” i zastanawiałam się, czy od razu napisać do Ciebie z pytaniem, czy „translateit” to po łacinie i co to znaczy, czy poczekać, aż będę mięć dostęp do netu.
Zastanawiałam się dobra minutę, nim dotarło do mnie, ze to „translejt yt”:| Nie jest ze mną dobrze…
[Agathé doniosła i pozwoliła mi pomieścić.]
Dostałam dziś w nocy sms-a, którego przeczytałam – jak zwykle przez (pół)sen – jednym okiem. Sms brzmiał:
Czy wiedziałaś o istnieniu Mątek Pustynnych, żyjących w odosobnieniu medytująco-kątem plujących, wymieniających się tchem?
Zrobiłam wielkie oczy (a właściwie wielkie oko, oczywiście sokole) i pomyślałam, że chodzi o jakieś pustynne stworzenia, gryzonio-gado-owady, żyjące w bezruchu w piaszczystych norkach, od czasu do czasu spotykające się i chuchające na siebie (tchnienie) lub plujące lepkim jadem na przechodzące obok potencjalne ofiary. Bardzo mi się spodobało, że autorka wiadomości napisała o tych stworzonkach „medytujące”. Uznałam, że tak sobie żartobliwie zinterpretowała ich bezruch.
*
Kiedy ponownie przeczytałam sms-a, tym razem obojgiem oczu, przekonałam się, że brzmi on następująco:
Czy wiedziałaś o istnieniu Matek Pustyni? Żyjących w odosobnieniu medytująco-kontem plujących? Wymienia się je jednym tchem po Ojcach Pustyni, jakby równie zasłużone były… Niesłychane.
A to jeszcze nie koniec – już wiedziałam, że chodzi o Matki Pustyni, ale nadal myślałam, że są one medytująco-kątem plujące. I że autorka wiadomości napisała „kontem”, bo lubi bawić się głoskami. I sądziłam, że pisząc o spluwaniu kątem chciała wyrazić niechęć do Matek. Że niby to jakieś stare wiedźmy-eremitki, które tylko medytują i od czasu do czasu złośliwie sobie spluną. Kątem.