Archives for posts with tag: zakupy

– U mnie tyle nowego, że kupiłem, bardzo dobre skądinąd, oliwki nadziewane migdałami w świetnej cenie, które okazały się nadziewane czosnkiem.

– Oo, czosnek znienacka. Ciekawe, gdzie jest Nienack i dlaczego tamten czosnek jest lepszy.

 

– Patrz, mam taką aplikację do listy zakupów. Jak się wprowadzi przepis na coś, to ona sama przypomina, jakie składniki trzeba kupić.

– Ja też mam taką aplikację, nazywa się karteczka, którą wkładam sobie do portfela.

– U mnie nie działa, bo w momencie, gdy wyciągam karteczkę, to od razu ją gubię, a że muszę się skupić na tym, żeby nie zgubić portfela, to nie mam szans na jej odnalezienie.

 

[Dwie wyborne sytuacje przeżyte i spisane przez Futurosioła, które publikuję za jej miłym przyzwoleniem. Po raz kolejny dzi(ę)kuję!]

Wczoraj za to robiłam zakupy na bazarze u przygłuchego dziadka. Poprosiłam go o jedną cukinię
– Jedną? – zapytał nieco zdziwiony.
– Jedną. – potwierdziłam.
Kiedy on po nią poszedł, oddałam się rozmyślaniom, jakie jeszcze warzywo jest mi potrzebne, aż w końcu uśmiechnięty dziadek przyniósł mi w foliówce jedną brzoskwinię.
– Ale ja prosiłam o jedną cukinie!
– Proszę?
– O jedną cukinię prosiłam! – i wskazałam w kierunku skrzynki z cukiniami.
– Moreli? – już się dziadek wyrwał z foliówką do skrzynki moreli, co się obok cukinii znajdowała, a ja za nim. W końcu bardziej na migi zrozumiał, że chodzi o cukinie, a pozostałe warzywa już sama mu podawałam.

Jednak mistrzostwo świata w niewyraźnym mówieniu osiągnęłam pewnego razu w osiedlowym warzywniaku.
– Poproszę jabłko – poprosiłam.
– A co to jest? – odpowiedziała zdumiona sprzedawczyni.

– Jak zwykle, rozejrzyj się, dziesiąta w tramwaju, określam to jako Emeritenstunde.

– No tak, bo to trzeba rano wstać, odmówić różaniec i iść na zakupy.

– To katoliccy emeryci odmawiają różaniec. A dawne komuchy co odmawiają? Urbaniec?

Dziewczyna za mną rozmawia przez telefon w kolejce do kasy w supermarkecie:

– …Z każdym dniem człowiek bliżej niż dalej śmierci…

– Po co ci aż trzy?

– Bo była promocja „kup trzy”.

– I tyle? „Kup trzy”?

– Tak.

A propos poprzedniego wpisu: rozpowszechnił się ostatnio zwyczaj nazywania majowego długiego weekendu majówką. Idąc za ciosem, proponuję nazywać długi weekend bożocielny piknikiem, a Wigilię – pasterką. Okolice Wszystkich Świętych i Zaduszek zaś swojsko – mogiłką. Urlop można by określać mianem wyjazdu, niezależnie od tego, jak się go spędza, zimę nazywać sanną, niezależnie od pogody, pracę – stresem, narty – złamaniem nogi, pieniądze – zakupami, niedzielę – odpoczynkiem, a tydzień – dla przykładu poniedziałkiem:

– Odpoczynek spędzam dosyć pracowicie i w trakcie wyjazdu nie ruszam się z domu na krok, bo będę musiał zaglądać do stresu. Zresztą i tak strasznie deszczysta sanna i złamanie nogi nie wchodzi w grę.

– Ja wziąłem sobie wolny czwartek i piątek w tym poniedziałku, bo rodzice organizują pasterkę. Nie byłem u nich od mogiłki, a chcą pożyczyć zakupy.

– Oby moje dzisiejsze doświadczenia kulinarne nie okazały się prorocze: podgotowałem lasagne, zrobiłem sos, pokroiłem jabłka i sery pleśniowe, poukładałem, zalałem i – zobaczyłem, że piekarnik się nie podgrzał. Bo przestał działać. Mam teraz półsurową zapiekankę i pusty żołądek.

– Zepsuł się?

– Najwyraźniej. Jest nadzieja, że to bezpiecznik, bo wysiadł też jeden palnik, tzn. grzewnik elektryczny. Trzy pozostałe działają. Cóż, ciągnąc to dalej: da się korzystać z takiej kuchenki.

– Spójrzmy na to inaczej. Na dole masz sklep całodobowy. Jest też winda. Z głodu nie umrzesz, nawet jeśli zapiekanka nie dała rady, tudzież piecyk.

– Właśnie tej diety, jak ostatnio rozmawialiśmy, wolałbym nie kontynuować. Zakupy w nocnym i danie z mikrofalówki? Nie-e.

– Są też scenariusze pośrednie. Ani lazania, ani dania z mikrofali. Bo jednak nie mówimy o jedzeniu.

– No nie.

Znajomy opowiadał, jak poszedł kupować pralkę. Rozmawia ze sprzedawcą:

– Dzień dobry, czy ma pan pralkę, taką małą Candy?

– Nie mam.

– Och.

– Ale ja jestem też od tosterów.

Że sprzedawca był miły i ładny, to znajomy kupił toster. Potem idzie po sklepie i widzi pięknego muskularnego rudego kolesia, pracownika sklepu. Podchodzi do niego i pyta:

– Przepraszam, pan z jakiego jest działu?

– Telewizory.

– Och, bo widzi pan, ja bym chciał kupić telewizor.

I tak oglądają te telewizory, wybierają („Ale biały, żeby mi pasował do czajnika, ma pan biały?”), a on nie może oderwać wzroku od sprzedawcy i machinalnie wachluje się szpatułką od tostera.

– A te okulary do 3D to jakie pan ma?

– Są dwa rodzaje: aktywne i pasywne.

– Co pan powie!

– Pasywnych jest po siedem w opakowaniu, a aktywne – tylko jedne.

– No tak, oczywiście!

Telewizora nie nabył, ale niewykluczone, że jeszcze wróci, po niego.

– Byłem pijany i wracałem taksówką. Fenomenalny taksówkarz! No i złożyłem mu propozycję. Powiedział, że nie robi takich rzeczy w godzinach pracy, to powiedziałem, żeby wszedł na drinka. Wtedy powiedział, że ma żonę i dzieci i zaczął płakać.

*

– Wracaliśmy razem po imprezie i weszliśmy na stację benzynową kupić wódkę i papierosy. Tacy rozweseleni i przytuleni. Sprzedawca, podając nam zakupy, powiedział, że może nam dać klucz do pokoiku na zapleczu.

%d blogerów lubi to: