– Co się czepiasz? Jest piękny!
– Zdania zaczynające się od „jest” zawsze wydawały mi się podejrzane.
– Co się czepiasz? Jest piękny!
– Zdania zaczynające się od „jest” zawsze wydawały mi się podejrzane.
– Nie mogę dociec, co pan redaktor miał na myśli. O której on to pisał?
– Czekaj… Jakoś po dziesiątej. Tak, u niego to już jest ten moment upojenia, kiedy składnia wypowiada posłuszeństwo.
– Spróbuj i powiedz, co sądzisz.
– No dobrze. Trzeba dosolić, dopieprzyć, docukrzyć, bo śmietana złagodzi. Nie dopapryczać. I dobrze doczosnkować. Co z tym rondelkiem… O, jest. W zlewie. Brudny. A pamiętasz regułę minutową?
– Czyli jaką?
– Że się od razu sprząta wszystko, czego zrobienie zajmuje do minuty.
– Pamiętam.
– To czemu nie zmyłeś?
– Byłem zajęty wysłuchiwaniem opinii.
– Gdzie mieszkasz?
– Na Ochocie. Ochota najlepsza!
– Ja na Woli, Wola jeszcze gorsza.
*
– No czegóż chcieć więcej?
– Miałbym parę sugestii.
*
– Jak będę sobie szukał faceta, pomyślę o kimś takim jak ty.
*
– To bekaj.
– Po co?
– Co po co?
– No.
– Po co co?
*
– Bądź uprzejmy.
– Pierdoli mnie to.
– To jest warunek konieczny: wymaga zdania.
– No to masz zdanie: to jest konieczne.
– Można na przykład iść do łóżka.
– Ale po co?
– No własnie, po co?
– Po to, że dlaczego.
– Dlaczego?
– Bo między “po co” a “dlaczego” czasem są tylko promile.
Noc. Idę ze znajomym po ulicy. Rozmawiamy. Bez podtekstów. Nie trzymamy się za ręce, nie przytulamy, nie okazujemy sobie czułości, żaden z nas nie ma na sobie cekinów, piór ni różu. Podchodzi jakaś zupełnie obca laska, ewidentnie pijana, i łamaną polszczyzną pyta, czy mamy gumę do żucia. Znajomy odpowiada, że tak, i podaje jej gumę, a potem proponuje mi. Laska patrzy na nas półprzytomnym wzrokiem i poniekąd przytomnie pyta:
– Aa, to żebyście się mogli pocałować?