– Jakie masz plany na weekend?
– Same trudy. Studia, potem na ślub i dalej na wesele. Chwilę spędzę w domu rodzinnym, a potem wracam.
– To ambitny plan!
– Już mi się nie chce. Ale nie przejmuję się tym, bo już wcześniej mi się nie chciało.
– Jakie masz plany na weekend?
– Same trudy. Studia, potem na ślub i dalej na wesele. Chwilę spędzę w domu rodzinnym, a potem wracam.
– To ambitny plan!
– Już mi się nie chce. Ale nie przejmuję się tym, bo już wcześniej mi się nie chciało.
– A myślałam, że jak będę miała 45 lat, to będę sobie leżała, czytała powieści oglądała filmy, a może nawet seriale, a tymczasem…
– Ja jakoś znajduję czas na takie tracenie, ale jest między nami pod tym względem jedna zasadnicza różnica: dzietność. Nie bez powodu dzietność od dzielności różni się tylko tym, że ma w środku mały krzyż…
– Patrz jaka drag queen!
– To raczej wrak queen…
Ogólne zmęczenie i lekkie zmulenie – gratis pod koniec tygodnia i roku.
Towarzystwo podejrzanie atrakcyjnego kolesia, który sam z siebie do ciebie podchodzi – potencjalnie opłacalne.
Padające z jego ust stwierdzenie (po kwadransie rozmowy), że jest bez okularów i ledwo widzi – bezcenne.
– I co, naprawdę przeczytał pan to wszystko od wczoraj?
– Tak. Dowodem na to jest fakt, że wyglądam jak bulwa dalii wykopana z ziemi na zimę.
– A mi się dziś śniła naprawdę wojna. Rabbio i ja walczyliśmy jako żołnierze. Było tylko o tyle nietypowo, że wszystko działo się w powietrzu: widzieliśmy strzały i eksplozje między samolotami i helikopterami, wszystko dziwnie statyczne, jak jakieś gigantyczne metalowe kolibry zawieszone w powietrzu. Na dole, w okopach, czy też raczej głębokich bruzdach jakby na kartoflisku, siedzieliśmy przyczajeni, wśród nieruchomych czołgów i innych milczących żołnierzy. Chyba nawet mieliśmy bagnety! I wiedzieliśmy, że źle będzie dopiero wtedy, kiedy wojna zejdzie z przestworzy na ziemię. Ale tak czy siak stwierdziliśmy, że natychmiastowa emigracja jest konieczna, najlepiej do Pragi. Z tym że nie mogliśmy się nigdzie wydostać z Warszawy, gdzie toczyły się walki, bo kolejka WKD dostała dziwnych rozjazdów. Tory się jej rozmnożyły. Przez cały sen myślałem tylko: o, jako żołnierz zmęczony walką pewnie zasnę w domu jak dziecko.
– A skąd ja mam wiedzieć co to za orzech. Laskowy? Głupio jakoś. Ziemnych to wtedy chyba jeszcze nie było.
– To może włoski?
– Może włoski. Ale jak to jest po angielsku? Chestnut to jest nie kalendarz, tylko ten, no, kałamarz. Kandelabr. Kasztanowiec.
– Co dziczek będzie robił?
– Umarł.
– Co dzisiaj jest?
– Poniedziałek, niestety.
– Dlaczego niestety?
– Bo po poniedziałku będzie wtorek i tak w kółko.
– Wstawaj. Wstaaawaj. No wstań, bo ci oczy wygniją.
– Jak jestem smutny, to ludzie myślą, że jestem zły; jak jestem zły, to myślą, że jestem smutny. Jak jest mi przykro, to myślą, że jestem obrażony; jak jestem pogodny, to myślą, że jestem nieobecny. Jak jestem zamyślony, to sądzą, że jestem zmęczony; jak jestem zmęczony, to myślą, że się gniewam. Kiedy się gniewam, to myślą, że żartuję, a jak żartuję, to myślą, że mówię poważnie. Chyba tylko znudzenie nie podlega błędom w interpretacji.
– To jest, no ten taki dwubarwny ptak z tam gdzie zimno.
– Kiwi?
– Pingwin!
– Co mademoiselle będzie zamawiać?
– Rozważam herbatę…
– Herbatę?! Udam, że nie słyszałem i będę twierdził, że powiedziała mademoiselle „idę wciągać kokę”.
– A, czyli jeszcze autoredakcja przed tobą? Nie zazdroszczę. Ale widać koniec, jeśli nie światełko, to definitywnie przynajmniej widać tunel.
– Prosiak. I w dodatku statysta. Ale i tak cię kocham na swój sposób.
– Nie jest to sposób łatwy, ale i vice versa, więc się nie czepiam. No bo wiesz. Mnie statystowanie już potężnie zmęczyło. Chciałbym się załapać na jakiś epizod.
– To znaczy?
– Och, znaczy, znaczy.
– Ziew. Zaraz zemdleję. Lepiej pójdę spać. Za 3 h muszę wstać i będę wyglądał jak trup. A niestety czuł się jak żywy.
– Boże mój, czemuś mnie opóźnił!
– Ja muszę iść spać, padam już. Mogę iść do siebie, niedaleko mam przecież. Albo spać u ciebie.
– Nie, u mnie nie.
– Dlaczego?
– Bo nie masz piżamki.
Mrówkodzik tłumaczy Taziowi angielskie słówka grzecznościowe umieszczane przed nazwiskiem – Mrs. (kobieta zamężna lub wdowa), Miss (panna), Ms. (kobieta, bez określania stanu cywilnego).
– A co to jest za skrót „Ms.”?
– To jest przydatne, jak nie chcesz precyzować.
– Aha, kiedy nie chcesz precyzować, czy kobieta jest panem czy panią.
Tu istotny, to przetłumaczę na szybko ważniejsze kawałki:
qui dit étude dit travail
qui dit taf te dit les thunes
qui dit argent dit dépenses
qui dit crédit dit créance
qui dit dette te dit huissier
oui dit assis dans la merde
qui dit amour dit les gosses
dit toujours et dit divorce
kto mówi studia mówi praca
kto mówi praca mówi kasa
kto mówi pieniądze mówi wydatki
kto mówi kredyt mówi wierzyciele
kto mówi dług mówi komornik
tak mówi siedząc w gównie
kto mówi miłość mówi dzieci
mówi zawsze i mówi rozwód
qui dit proches te dit deuil
car les problèmes ne viennent pas seuls
qui dit fatigue dit réveil
[…]
alors on sort pour oublier
tous les problèmes
alors on danse
kto mówi bliscy mówi żałoba
bo problemy chodzą grupami
kto mówi zmęczenie mówi budzik
[…]
więc wychodzimy żeby zapomnieć
o wszystkich problemach
i tańczymy
et là tu te dis que c’est fini
car pire que ça ce serait la mort
[…]
et puis tu pries pour que ça s’arrête
mais c’est ton corps c’est pas le ciel
alors tu te bouches plus les oreilles
et là tu cries encore plus fort
et ça persiste
a wtedy mówisz sobie że to koniec
bo gorzej to już tylko śmierć
i modlisz się żeby się skończyło
ale to ciało a nie niebo
więc jeszcze mocniej zatykasz uszy
i jeszcze głośniej krzyczysz
a to nadal trwa